SPOTKANIA ROCZNIKA 1951 - 1954


ZJAZD ROCZNIKA 1951-1954

PRZED PIĘĆDZIESIĄTKĄ


ZJAZD ROCZNIKA 1951-1954.

Miałem sporo szczęścia, bo natknąłem się na Fredka Wedlera. Pojechaliśmy do ośrodka naukowego AWF, tam spotkaliśmy się z serdecznym przyjęciem Tadka Bobera. On oprowadził nas po wszystkich gabinetach i salach, zrobiło to na mnie imponujące wrażenie - te przyrządy, aparatura, wyposażenie sal.

Do Olejnicy pojechaliśmy około 15.00. Tadek pilotował, Fredek ze mną, a za nami Halina (Gableta-Walasek). Powitanie z resztą ferajny radosne i serdeczne, z „dubeltówki”. Dziewczyny z Mychą na czele poczęstowały nas kawą i frykasami, a Jacek swoją firmową miodówką. Tu w Olejnicy jest duży wybór rozrywek. Jedni poszli zwiedzać muzeum ptaków, inni na grzyby, inni na ryby, albo żagle. Ognisko to już wspólna impreza - śpiewy, hulanki, swawole.

Miłym zaskoczeniem było wspaniałe wyżywienie. Nie mieliśmy już siły pojeść grzybów upichconych przez Myszkę.

Spotkania w pokojach, rozmowy przy stole pozwoliły na lepsze poznanie przebiegu naszych studiów. Dowiedziałem się np. że Mastrzykowski (Wanda) i Ewaryst wegetowali w trudnych warunkach. Zbyszek J. był szykanowany i prześladowany. Lesio jako syn policjanta miał sporo utrudnień i wiele wycierpiał także po studiach, pozostała mu nieufność do wielu osób. I ja czasy stalinowskie wspominam dość przykro. Mam jednak pewną satysfakcję. W dniu śmierci Stalina, na obozie w Bierutowicach o godz. 12.00 zawyły syreny... przerwaliśmy ćwiczenia narciarskie. Instruktor ustawił naszą grupę, ja też, z tym, że odpuściłem narty... i po lekkim spadzie zacząłem wysuwać się przed szereg w postawie zasadniczej, w końcu wjechałem na żerdzie ogrodzenia i tam zawisłem w bezruchu. Koledzy nie pospieszyli mi z pomocą, ale posiadali i dusili się ze śmiechu! Teraz widzę, że choć to było ukrywane, większość miała podobne poglądy do moich. Jak przyjemnie jest spotkać bratnie dusze! Powrót z Olejnicy zapewniła mnie i trzem kolegom wspaniała Halina, jeszcze ugościła nas w przydrożnej restauracji!

W zjeździe uczestniczyły 24 osoby. Z powodów rodzinnych dwie osoby odwołały udział mimo dokonanej wpłaty. Oto lista tych, którzy przysłali kartki z pozdrowieniami lub przekazali je telefonicznie: R. Ludwig, W. Gubała, M. Gierczak, G. Barańska, T. Sajan, R. Łosowski, W. Augsburg, B. Dratwińska, J. i S. Przybylscy, K. i B. Stoccy, J. Rozwadowska, T. Kożbiał, T. Bogusiewicz, J. Bogdanowicz, W. Bomba, L. Lisowski, M. Kicera, K. Dobosiewicz, L. Drogoń, Z. Gajdecki, D. Kulik, J. Kowalski, A. Szczudlik, A. Skręt, S. Respondek, J. Połóg, Z. Szczudlik, K. Kędzior.

W roku 2001 przypada 50 rocznica rozpoczęcia studiów. Z tej okazji zwyczajowo na uczelni ma miejsce tak zwane odnowienie dyplomu (indeksu). Odbywa się to uroczyście podczas inauguracji nowego roku akademickiego (zwykle w październiku) w Auli Leopoldina na Uniwersytecie Wrocławskim. Rektor wręcza wszystkim obecnym pamiątkowe dyplomy. Wymagać to będzie z naszej strony pewnej organizacji, w czym pomaga zarząd Stowarzyszenia Absolwentów. Na tegorocznym zjeździe postanowiliśmy, by tą uroczystość połączyć z dziennym pobytem we Wrocławiu, a potem przenieść się na dwudniowe spotkanie do Kobylej Góry, w pobliżu Sycowa.

Szach

PRZED PIĘĆDZIESIĄTKĄ

Tytuł jest trochę przewrotny, ale można uznać, że dla nas, rocznika 1951- 1954, w chwili otrzymania indeksu „Słonecznej Uczelni”, rozpoczęło się nowe życie.

Jak z powyższego wynika, za rok będziemy obchodzić uroczyście złote gody zaślubin z Uczelnią. Być może ten fakt był przyczyną, że tegoroczne spotkanie 15-17.09 br. w Olejnicy miało nieco niższą frekwencję. Przybyło 24 koleżanek i kolegów oraz 5 osób towarzyszących.

Mniej - to nie znaczy gorzej. Jak zawsze było radośnie i serdecznie. Rozmowom nie było końca. Osobą skupiającą największe zainteresowanie była Halina Gableta-Walasek, która przyjechała na spotkanie po raz pierwszy. Zaprezentowała wspaniałą formę fizyczną pod kreśloną ciekawymi kreacjami. Jak zwykle rozmowna i dowcipna - bomba!

W programie była uroczysta kolacja i tańce - niezbyt zresztą udane mimo aktywności kilku par. Drugiego dnia - zajęcia w „podgrupach”, a po obiedzie ognisko, kiełbaska i piwo oraz śpiewy. Echo naszych głosów niosło się po jeziorze. W drodze powrotnej z ogniska, koło dawnej restauracji - tej, co się spaliła, dopadła nas muzyka nadawana z głośnika. Gorące, latynoskie rytmy wprawiły nas w istne szaleństwo. Mnóstwo miejsca, pełna improwizacja, jakaś spontaniczna radość. Przekonałam się, że jeszcze jesteśmy młodzi. Tym razem tańczyliśmy aż do nocy.

Następnego dnia trzeba się było pożegnać - nie na długo. Za rok WIELKI JUBILEUSZ. Do zobaczenia!

Eliza Gwozdowska-Bator

Facebook