SPOTKANIA ROCZNIKA 1951 - 1954


PO 60 LATACH

W dniach 16-17 maja odbyło się spotkanie rocznika 1954. Dla mnie zjazd zaczął się już 15 maja – w imieniny Zofii. Wiedziałam, że niektórzy nasi absolwenci mają kontakt z Panią Zofią Dowgird. Doszłam do wniosku, że też bym chciała. Umówiłam się z Mychą Grabowską na konkretna godzinę i naturalnie spóźniłam się... Gdy zjawiłam się z kwiatami, w domu były już Mycha i Hanka Zamojska – z naszego rocznika, a także kilku pracowników uczelni. Okazała się, ze wszyscy dobrze się znają, wspominają różne wspólne sprawy, zrobili w wspólne zdjęcie. Ponieważ od czasu skończenia studiów odwiedziłam panią docent pierwszy raz, wydaje mi się, że mnie nie poznała, ale to nie ważne. Ja dobrze pamiętam Panią Dowgird z zajęć dydaktycznych na uczelni, jej takt i energię w kontaktach ze studentami. Obecnie, jak wyszło w rozmowie, pani docent codziennie chodzi na spacer i wykonuje proste ćwiczenia gimnastyczne. Życzyłabym sobie też takiej obowiązkowości.

Następnego dnia, 16 maja, w piątek, zaczął się zjazd. Organizatorem i mózgiem spotkania był Tadek Bober. Ustalił program, terminy, wysyłał informacje, zaproszenia dla absolwentów z Wrocławia i innych miast. Rozmawiał osobiście i telefonicznie z wieloma osobami. Ostatecznie termin został ustalony właśnie na 16-17 maja, a program obejmował m. in. zwiedzanie Uczelni, uroczystą kolację i spotkanie w prywatnym domu Tadka.

Ostatecznie na zjeździe zjawiło się 20 absolwentów. W sali Centrum Historii przy kawie i ciastkach zaczęły się rozmowy. Dziewcząt (tak o sobie mówimy) w pierwszym dniu było 7 – Zosia Zielińska – Helemejko, Janka Przybylska - Około, Teresa Bielak – Ostromęcka, Halina Gableta - Walasek, Stanisława Starobrat – Podgórska, Hanka Zamojska – Mrowiec, Mycha Maria Trzeciak-Grabowska. Była też żona Leszka Drogonia. Na spotkaniach w innych miejscach były też Magda Lubieniecka- Maksymowicz i Zosia Choińska.

Tadek rozpoczął spotkanie od przeczytania listu Gizy Jagodzińskiej -Barańskiej, naszej koleżanki. Giza od kilku lat jest niepełnosprawna, opiekuje się nią mąż Marian, który jest lekarzem, a także absolwentem naszej uczelni. Na ten list później odpisałam, wysłałam też Gizie zdjęcie uczestników zjazdu. List i zdjęcie Giza otrzymała.

Na stołach mogliśmy oglądać różne prace naukowe i inne materiały. Wzięłam zeszyty historyczne poświęcone pani Zofii Dowgird i Ewarystowi Jaskólskiemu. Te dwa zeszyty wysłałam do Rudnika, do naszej koleżanki, Stasi Baran. Zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, oglądaliśmy dekoracje, portrety Profesorów, pracowników Uczelni. Oglądaliśmy inne pracownie, gabinety, słuchaliśmy wykładów. Halina wzięła nawet udział w próbie sprawności w chodzie i skoku.

Budynki, sale, gabinety wydały nam się nadzwyczajne. Porównywaliśmy te obecne z naszymi sprzed lat. Tylko my – bez zmian. Dziewczęta tak samo ładne, chłopcy – eleganccy. Po raz pierwszy zjawił się nawet Rysiek Wrzos z Opola. Niestety, nie było na spotkaniu Danki Wójtowicz - Kulik z Wałbrzycha, źle się czuła. Pamiętam, jak się razem uczyłyśmy przez te trzy lata. Mieszkała daleko, w innej dzielnicy, ale na zajęcia zjawiała się punktualnie. Często rano na zajęcia zwoływały mnie Zosia, Halina, które blisko mnie mieszkały. Czasami też dochodziła Lucyna Rudzińska – z Suchardy na Witelona nie było daleko. Teraz na zjazd Halina, mimo, iż nie jest w pełni sprawna, przyjechała z Warszawy autobusem, razem z Teresą. Dały radę!!

W planach Tadka było też zwiedzanie miasta, ale padał deszcz. Podejrzewam, że niewiele osób wyruszyło na miasto. Wieczorem odbyła się kolacja w Olimpii. Wszyscy przyszli bardzo eleganccy, jedzenie było świetne, atmosfera miła i przyjemna.

Sobota, 17 maja.

W Sali Senatu przy kawie i ciasteczkach wysłuchaliśmy wykładu profesora. Następnie odbyło się spotkanie w siedzibie Stowarzyszenia Absolwentów. Tadek Bober i Rysiek Helemejko zapoznali nas z historią Stowarzyszenia – przy okazji niektórzy uregulowali składki... Ponieważ pod koniec maja, jak co roku, miał odbyć się „Piknik pod Kasztanami”, niektórzy z nas otrzymali zaproszenie również na tę imprezę. Ja też byłam tam po raz pierwszy.

Wieczorem Tadek zaprosił chętnych do swego domu. Spotkanie było częściowo składkowe. W wesołych nastrojach jedliśmy i piliśmy. Tadek poprosił o pomoc Jankę. Uwijała się w kuchni – podgrzewała dania, robiła herbatę. Chętni, oczywiście, pomagali. Były rozmowy, śpiewy. Magda z kwiatami podziękowała Tadkowi. Na koniec Halina zaproponowała zjazd w przyszłym roku w Warszawie, a Janka spotkania comiesięczne we Wrocławiu - nie tylko dla mieszkańców Wrocławia. Jak to będzie wyglądać w praktyce – zobaczymy.

Gdyby nie pomoc moich córek: Agaty i Magdy, na pewno nie mogłabym dojechać na wszystkie spotkania. Cieszę się, że byłam w tych wszystkich miejscach. Szkoda, że brzydka pogoda pokrzyżowała plany zwiedzania Wrocławia.

Tadek bez zarzutu zaplanował i zorganizował spotkanie. Dzięki temu atmosfera była wyjątkowa, Tadek zadbał o wszystko, był troskliwy i przewidujący. Pamiętać o tym będziemy również dzięki zdjęciom, które robił Tadek, i które do wszystkich powysyłał.

Tadziu, dziękujemy.

Stanisława Starobrat-Podgórska

Facebook