Najaktywniejsi absolwenci rocznika 1955 ponownie spotkali się u Władka Czaczki w Ośrodku LZS w Szczedrzyku nad Jeziorem Turawskim. Ciężar organizacji spotkania wziął na siebie Władek wraz z przeuroczą żoną Lusią, a pomagali mu Józek Sachnik z równie uroczą żoną Bożeną, z kolei pomocnikiem pomocnika był Zbyszek Lipiński przybyły z Jeleniej Góry via Dobrzeń Wielki k/Opola - rodowa siedziba Sachników.
Wczesnym popołudniem 7 września (Piątek) do Ośrodka „Orzeł” zajeżdżały kolejno limuzyny: Rysiek Jezierski w towarzystwie Hanki Bocheńskiej, Krystyny Sachs-Odoj i Tersy Cholewińskiej-Dancewicz. Bronek Szostkowski wraz z Ninką Seniuk-Ostrowską oraz Teresą Burdzą-Bejerowicz, Staszek Rosołowski wraz z żoną przyjechał aż z Przysuchy k/Jędrzejowa, a Edek Maciąg z Gliwic. Bliźniacy Marian i Kajetan Janowiczowie to prawie tubylcy gdyż odbyli krótką podróż - jeden z Kluczborka a drugi z Opola. Jedynym damskim kierowcą była Lusia Kotowicz-Michocka, która przyjechała z Wrocławia przywożąc z sobą Legniczankę Irenę Słomkę-Wiktor. Po powitaniach i chyba szczerych okrzykach, że od ostatniego spotkania sprzed dwóch lat w Szklarskiej Porębie nikt się nie zmienił, nie postarzał itd. przystąpiono do biesiady. Zgodnie z miejscowym zwyczajem zaczęto od ryb. Przygotowany przez Lusię i Władka sandacz po turawsku wzbudzał powszechny zachwyt i od razu padały pytania „jak to się coś tak smakowitego przyrządza?” Równie smakowity był wędzony węgorz i sandacz w zalewie. Nie zabrakło toastów za spotkanie, za zdrowie pań, za tych którzy chcieli a nie mogli się spotkać, uczczono również pamięć tych, którzy już odeszli na zawsze - oj ubywa nas. Materiałem napędowym obok słynnych nalewek Władka była „Lwowska” i wtedy okazało się, że większość uczestników spotkania pochodzi z tamtych stron - zza Buga. Rozwiązał się worek z lwowskimi przyśpiewkami a gdy doszło do „Ta serwus Jóźku”, okazało się, że jedyny Jóźku (Sachnik) może pochwalić się jedynie żoną ze Lwowa. Śpiewy przeniosły się do ogniska gdzie piekliśmy kiełbaski, popijając smacznym piwkiem. W tak zwanym międzyczasie Zbyszek i Rysiek opowiadali kawały, jeśli tylko zdołali wpaść w słowo rozgadanym koleżankom. Późnym wieczorem, a raczej już nocą, biesiadę kontynuowano przy kominku, w którym Kajku koniecznie chciał upiec wielorasowca Koleżanki Ireny, a później miejscowego kota - co oczywiście mu się nie udało, chociaż Irena potraktowała to niemal serio i swego ulubieńca zaniosła do pokoju.
W sobotę - 9 września - wybraliśmy się do jednego z atrakcyjniejszych miejsc Opolszczyzny - na Górę Świętej Anny, gdzie zwiedziliśmy największy w kraju amfiteatr, pomnik Powstańców Śląskich - dzieło Ksawerego Dunikowskiego. Następnie udaliśmy się do Bazyliki z figurą Św. Anny Samotrzeć i Kalwarii z grotą Lurdzką. Kolejnym etapem była Moszna ze słynną niegdyś stadniną koni krwi angielskiej, która swoją świetność przeżywała za mecenatu państwowego, a po prywatyzacji to już nie ta stadnina co kiedyś. Obejrzeliśmy istniejący tam pałac, niegdyś własność Tiele-Winklerów, obecnie mieści się w nim sanatorium. Po powrocie do ośrodka nad Turawą na kolejnej wieczornej biesiadzie Władek uraczył nas pieczonym prosiakiem i innymi smakołykami. I znowu snuły się wspomnienia. Niezrównany bajarz Zbyszek Lipiński, ubawił nas historią jak z dobrego filmu, jak to przyjmował jako wizytator kuratoryjny w Jeleniej Górze delegację ministerialną z vice ministrem generałem Huszczą na czele. Po oficjalnej wizycie zawiózł delegację do jednego ze schronisk, gdzie przygotowano biesiadę przy pieczonym baranie, podlewanym „czystą wodą ze strumienia”, która ogromnie rozgrzała zarówno pana generała, jak i pozostałych członków delegacji. Oczywiście wizytacja wypadła doskonale a nasz kolega zebrał same dodatnie punkty.
W niedzielę po śniadaniu kilka osób udało się na grzybobranie ale z braku grzybów skończyło się na błotnistej wycieczce, która jednak nie popsuła nikomu humorów i z zapałem zasiedliśmy do debatowania nad tym co dalej. Omówiliśmy kolejne spotkanie, zaproponowane przez Zbyszka w Świeradowie Zdroju na Święto Kwitnących Rododendronów. Szczegółowiej omówiliśmy sprawy związane z udziałem w inauguracji roku akademickiego 2002/03 w październiku następnego roku w 50 rocznicę naszej immatrykulacji.
Jeszcze raz serdecznie dziękujemy Władkowi i Lusi oraz współorganizatorom za trud przygotowania wspaniałego spotkania, które utwierdziło nas w przekonaniu, że warto się spotykać możliwie jak najczęściej.
Józek Sachnik