Świeradów Zdrój w maju urzeka soczystą zielenią i bukietami różnobarwnych rododendronów i azalii. Przestrzenny, usytuowany na łagodnym zboczu park ze starodrzewiem egzotycznymi krzewami jest bardzo zadbany i zachęca do spacerów.
W tak uroczym miejscu i czasie 24-26 maja br. - dwaj „aborygeni”, mieszkający w Jeleniej Górze Zbyszek Lipiński i Heniek Stępień, zorganizowali niezapomniane spotkanie koleżeńskie absolwentów rocznika 1952-55. Zakwaterowanie mieliśmy w pensjonacie „Pałacyk”, który został zbudowany w 1901 r. a pieczołowicie odrestaurowany przez parę polsko-angielską. Nowi właściciele zadbali o wystrój i nastrój z dawnych lat. Stare, pięknie zakonserwowane drewno hallu z okalającym go balkonem prowadzącym do pokoi na wyższej kondygnacji i charakterystyczne szczegóły sprzed lat przeniosły nas wspomnieniami do „Uroczej” i innych pensjonatów w Bierutowicach, w których mieszkaliśmy podczas obozów zimowych.
W spotkaniu uczestniczyło tylko 16 osób, gdyż inne zapowiedziane zmogła choroba lub zatrzymały sprawy rodzinne. Wysłaliśmy do nich pocztówki z pozdrowieniami i opisem jak w Świeradowie jest pięknie, gdyż dopisała nam również pogoda. Spotkanie przebiegało w bardzo miłej atmosferze. Biesiadując, wspominaliśmy dawne dobre czasy (mimo że nie zawsze było lekko) - studia, obozy, rajdy, powodzenia i niepowodzenia zawodowe itd., itd. Sprzeczaliśmy się prostując narosłe mity, różnie zapamiętane fakty i opinie o naszych nauczycielach, a także koleżankach i kolegach. Biesiadowania przeplataliśmy spacerami, zwiedzaniem Świeradowa, między innymi gimnazjum z bardzo ładnym kompleksem obiektów sportowych, gdzie odbywają się spotkania młodzieży z Polski, Czech i Niemiec.
Zorganizowaliśmy sobie wycieczkę do zamku Czocha nad zalewem o tej samej nazwie, który powstał przez spiętrzenie wód Kwisy godnymi obejrzenia tamami.
Wracając, wstąpiliśmy po drodze do bardzo starego młyna, niegdyś wodnego a dzisiaj elektrycznego, wpisanego do rejestru zabytków. Delektowaliśmy się razowcem wypiekanym przez młynarza z mąki z tegoż młyna. Takiego chleba ze smalcem to chyba w życiu nikt z nas nie jadł. Właściciel pokazał nam jakich chwytów nie stosuje aby nie zepsuć smaku mąki, a tym samym i chleba, co ponoć nagminnie stosuje się w masowej produkcji. Dopiero tam zorientowaliśmy się, że dzięki różnym dodatkom można z tej samej mąki robić rozmaite Chleby - razowe, ziarniste, ciemne, jasne itp. Od dziś będę dobrze przyglądał się temu co kupuję.
Innym wartym wspomnienia punktem programu gdzie mieliśmy okazję zjeść coś autentycznego, był popas w „Chacie Izerskiej” prowadzonej przez naszego absolwenta z rocznika 1978, Michała Rutkowskiego. Obrotny mgr wf kupił od babinki chałupę i kawał gruntu na wzgórzu, z którego rozpościera się widok na całą świeradowską dolinę, wyremontował, urządził stylowe pokoje i przestronną jadalnię z pięknym bufetem. Przed chałupą pogłębił i oczyścił staw, w którym trzyma pstrągi i zgodnie z życzeniem gości, odpowiednie sztuki smaży na grillu. Pstrągi smażone są na kamiennej porfirowej (skała wulkaniczna) płycie podpatrzonej i przywiezionej z Włoch. Kolega Michał był czynnym zawodnikiem a później trenerem narciarstwa, bywał w świecie, podpatrywał, uczył się i niektóre rzeczy przeniósł do siebie. Przywiózł z Włoch swoisty kombajn do parzenia kawy kapuczino, w którym na oczach konsumentów z kawy ziarnistej powstaje pyszny napój. Jak się coś takiego wypije, to już nigdy nie weźmie się do ust żałosnych podróbek.
Jedna z bardziej uroczych kafejek mieści się w hallu zdrojowej pijalni – „Caffe-Galeria” prowadzona przez parę artystów plastyków. Pobyt w tej ze smakiem i dużym artystycznym gustem urządzonej kafejce nastraja do zadumy, że nie tylko chlebem człowiek żyje. W tej scenerii, przy nastrojowej muzyce, wystąpiła nasza Koleżanka Nina Seniuk-Ostrowska, recytując swoje wiersze. Nawiasem mówiąc niektóre z nich drukowane były w Biuletynie Nr 20 i 22. Nie wszyscy z nas wiedzieli, że Ninka była już wielokrotnie wyróżniania i nagradzana za naprawdę bardzo udaną twórczość. Półtorej godziny zleciało jak z bicza trząsł.
Ze zdziwieniem patrzyliśmy po sobie czy to my - rozhukani wuefiacy, czy jakiś zespół polonistów. Właścicielka kafejki, urocza Rosjanka, roznosząc przepyszną herbatę i niezłą kawę, stąpała na palcach, aby nie zepsuć nastroju. Do pensjonatu wracaliśmy przez park zadumani i jacyś wyciszeni, patrząc trochę innymi oczami na przyrodę i otoczenie.
Czasami słyszy się głosy, że nie warto urządzać koleżeńskich spotkań, bo to tylko żarcie, picie i powtarzanie w koło Macieju tych samych opowieści, wspomnień itp. Tak jest, gdy się tylko biesiaduje i nic więcej, wówczas faktycznie może się to szybko znudzić. My widzimy, po kolejnym bogatym programie (dwa lata temu były wycieczki po Karkonoszach, rok temu po Opolszczyźnie), że kolejne spotkania są zawsze ciekawe i zachęcają do przyjeżdżania na następne.
Pod koniec pobytu omówiliśmy założenia programu na jubileuszowe dla nas spotkanie w trakcie odnowienia immatrykulacji podczas inauguracji nowego roku akademickiego w dniu 3.10. br. w Auli Leopoldina. Mamy nadzieję, że spotkanie we Wrocławiu będzie równie udane jak to w Świeradowie i wszystkie poprzednie.
Absolwenci rocznika 1952-55 na Zamku Czocha
Ryszard Jezierski