Na hasło Wisła, każde dziecko w Polsce odpowie – Adam Małysz. Wszystkim Polakom miasto Wisła kojarzy się z A. Małyszem, mimo, że nazwa miasta pochodzi od królowej rzek polskich, Wisły. Pensjonat „Kłos”, w którym mieszkaliśmy, leży właśnie nad tą rzeką, która w tym miejscu nie przypomina „królowej”, ale płynie wartkim nurtem i pięknie szumi. To niektórym przeszkadzało w spaniu. Widocznie mieszczuchy przyzwyczajone są do hałasu i szumu aut, a nie do odgłosów przyrody.
Pięć dni spotkania minęło szybko, i nim towarzystwo na dobre się rozbawiło, już trzeba było wracać do domu.
Tolek Bieszczanin – dobry organizator, pomyślał o wszystkim. Program spotkania dostosowany był do możliwości uczestników. Dużo wolnego czasu sprawiło, że odbywaliśmy spotkania i spacery w większych i mniejszych grupach, a także w parach. Wszyscy natomiast pojechaliśmy autokarem do polskiego Cieszyna. Zwiedziliśmy piękny stary Rynek z fontanną pośrodku i kamieniczkami wokół niej, które pamiętają królów i cesarzy odwiedzających w dawnych czasach Cieszyn. Pogoda nie sprzyjała spacerom, więc zasiedliśmy w bardzo ładnej, stylowej kawiarence przy pysznej kawie i ciachu, które smakowały tym lepiej, że fundował je Dyrektor (jak nazywaliśmy Tolka).
Wracając z Cieszyna pojechaliśmy zobaczyć Rezydencję Prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej Zamek w Wiśle. Rezydencję, położoną na stoku Zadniego Gronia u zbiegu potoków Białej i Czarnej Wisełki, zbudowano w latach 1929 – 1931 na terenie zespołu zabudowań spalonego zameczku Habsburgów, jako dar województwa śląskiego dla prezydenta Ignacego Mościckiego. Niestety, nie mogliśmy jej zwiedzić, gdyż brama była zamknięta. Z historią Narodowego Zespołu Zabytkowego, chronionego wpisem do rejestru zabytków od 1994 roku, mogliśmy zapoznać się jedynie z tablic informacyjnych przy bramie.
Po porannej mszy w kaplicy miejscowego kościoła, wróciliśmy na kawę i ciasta do pensjonatowej kawiarenki, gdzie miały miejsce rozmowy na temat przyszłorocznego zjazdu.
Obowiązkiem każdego turysty odwiedzającego Wisłę jest obejrzenie nowej skoczni narciarskiej im. Adama Małysza. Mieszkaliśmy niedaleko skoczni (ok.1,5 km), stąd niektórzy wybrali się tam pieszo, inni podjechali samochodami. Ze względu na nasze nogi i serduszka, które nie są tak sprawne jak kiedyś, na górę i w dół jechaliśmy wyciągiem. Skocznia trochę nas zaskoczyła – jest bardzo wysoka i nie widać miejsca lądowania, ale zimą w telewizji wygląda na większą. Podczas jazdy do góry byliśmy automatycznie fotografowani, a po wjeździe można było, za jedyne 10 zł., odebrać swoją fotkę.
Jak zwykle w programie zjazdu był bal – czyli kolacja z tańcami. Wszyscy, a zwłaszcza koleżanki, czekali na ten wieczór. Ale nie tylko koleżanki, koledzy także byli przygotowani. Orkiestra bardzo dobrze grała znane nam „kawałki”, więc były wspólne śpiewy i zbiorowe tańce. Bawiliśmy się doskonale, ale nie do białego rana, jak kiedyś, tylko do godziny 24-tej, bo do tej godziny była zamówiona orkiestra. Potem rozeszliśmy się do pokoi, nie wiadomo tylko, czy wszyscy trafili do swoich. Ale o tym sza.
Pamiątkowe zdjęcia robiliśmy już w środę, by jadący autami na drugi koniec Polski mogli we czwartek, po śniadaniu, spokojnie wyjechać.
We środę był także grill, zamiast ogniska i pieczenia kiełbasek na patykach. Gospodarze serwowali nam zapiekane krupnioki z kiszoną kapustą (regionalna specjalność), pieczoną kiełbasę oraz doskonały chleb z domowym smalcem. Do takiego zestawu musiało być oczywiście piwo. W ogóle, jedzenie było wyśmienite i obfite. Była nawet obawa, czy nie za dużo przytyjemy.
We czwartek, spakowani, czekaliśmy na swoje środki lokomocji. Były jeszcze ostatnie uściski oraz podziękowanie pani dyrektor pensjonatu i pani z recepcji.
Ogólnie spotkanie w Wiśle było bardzo udane. Przyjechało nas w sumie 35 osób, ale z rocznika 1958 garstka - tylko 12 osób. Nie będę wymieniać nazwisk nieobecnych, ale niech żałują ci, którzy nie przyjechali.
Dziękuję Tolkowi Bieszczaninowi za zorganizowanie tak miłego i przyjemnego spotkania; myślę, że nie tylko w swoim imieniu.
Osobiście apeluję do koleżanek i kolegów (parafrazując słowa księdza Twardowskiego) – spieszmy się na spotkania co rok, bo co rok jest nas mniej.
Do zobaczenia za rok.
Uczestnicy spotkania na schodach pensjonatu „Kłos”
Krystyna Welon - rocznik 1958
P.S. W 2016 roku spotykamy się na 70-leciu naszej Słonecznej Uczelni.