Najtrudniej napisać pierwsze zdanie, potem już jakoś „leci”. Bo jak to zwykle bywa z emerytami – stale brak czasu, chęci lub nastroju. Minęło pół oku od naszego spotkania w Żaganiu, nim siadłam do pisania o nim. I wtedy przypomniał mi się nasz pierwszy zjazd. Na hasło „spotkajmy się”, które dotarło do nas z Wałbrzycha od Sławki Rydlewskiej i Zygmunta Kozaka, zebrało się we Wrocławiu sporo chętnych na wyjazd. Nie pamiętam daty i miejsca spotkania. Zbiórka była u Sławki w Szczawnie Zdroju. Oprócz wrocławian przyjechali koledzy z Łodzi – Kaju i Zdzichu „Paganiani”, był także Jasiu z Piekar Śląskich oraz nasze dwa małżeństwa – Ziuta z Radkiem i Ada z Tolkiem. Nie ma już z nami tych naszych „chłopców” i nie ma jeszcze wielu innych koleżanek i kolegów, którzy wtedy szaleli i bawili się z nami.
Pamiętam, że była jesień, było zimno, ciemno i ponuro. Ze Szczawna kolumna samochodów, którą prowadził samochód Zygmunta, dojechała do jakiegoś dużego, ciemnego domu w lesie (prawdopodobnie była to leśniczówka). Byliśmy wtedy młodzi, piękni i zdrowi. Tańce i zabawa – do rana. Ten pierwszy zjazd był uroczy i pozostawił sympatyczne wspomnienia. Wtedy postanowiliśmy, że będziemy się spotykać co pięć lat. Z czasem jednak stwierdziliśmy, że czas biegnie zbyt szybko i my zmieniamy się zbyt szybko. Należy spotykać się co rok. I tak, od zjazdu w Kobylej Górze w 2000-ym roku, mamy coroczne spotkania.
Latka mijały, a nas ubywało. Jedni odeszli na zawsze, inni zrezygnowali z powodów zdrowotnych, jeszcze inni z przyczyn rodzinnych. Na zjazdach spotykało się coraz mniej osób. Spróbowaliśmy więc połączyć nasze siły z rocznikiem 1956, który także miał spotkania co roku. W Sierakowie odbył się zjazd obu roczników w tym samym czasie i ze wspólnym balem, ale w różnych miejscach zakwaterowania. Bawiliśmy się wspaniale, były wspólne tańce i śpiewy przy kiełbaskach z rożna, mimo, że z powodu deszczu nie było ogniska. Zachęciło to nas do wspólnych zjazdów organizowanych na przemian przez nas i przez nich. Wyglądało na to, że pomysł jest dobry. Ale, niestety... W wyniku pewnych niedomówień coś się zaczęło psuć w tej wspólnej organizacji. Skutkiem tego ostatnie spotkanie obu roczników, przygotowane przez Tolka Bieszczanina, miało miejsce w Wiśle w 2015 roku.
Z wiekiem mamy coraz mniej energii, mniej możliwości organizacyjnych oraz finansowych, a podróże na drugi koniec Polski z czasem sprawiają coraz większą trudność. Ale się nie poddajemy. W 2016 roku dzięki inspiratorce Sławce i organizatorce Hani, niewielka grupka spotkała się w Szklarskiej Porębie. Było bardzo miło. Trochę zwiedzaliśmy okoliczne piękne pałace. Byliśmy na ciekawym spektaklu teatralnym w „Naszym Teatrze” w Michałowicach, prowadzonym przez jego twórców Jadwigę i Tadeusza Kutów od 1991 roku. No i był także brydż, ale zabrakło nam już energii na tańce.
W 2017 roku spotkaliśmy się dzięki Ziucie, która dużym nakładem pracy zorganizowała nam wspaniałe spotkanie. Do Żagania przyjechała grupa stałych „zjazdowiczów”, i niech żałują ci, którym nie chciało się przyjechać tylko z własnego lenistwa.
Żagań okazał się bardzo ciekawym miejscem. Nie będę opisywała historii powstania miasta i jego początków. Ale wspomnę o najważniejszych zabytkach. Najstarsze to zabudowania Opactwa Augustynów, ze wspaniałą biblioteką i zachowanym, mimo zniszczeń wojennych, dość dużym zbiorem oryginalnych średniowiecznych inkunabułów i rękopisów. Obecnie stanowi on największy klasztorny zbiór rękopisów w Polsce. Obok opactwa znajduje się kościół parafialny z pięknym barokowo-rokokowym wystrojem wnętrza oraz dużymi pięknymi organami, na których prawdopodobnie grał sam Ferenc Liszt na ślubie księżniczki. Zachował się także wczesnogotycki sarkofag piastowskiego księcia Henryka. Następne cudo, to Pałac Książęcy, którego początki sięgają XIII wieku, położony w przepięknym ponad stuhektarowym parku w stylu angielskim. Pałac zmieniał wielokrotnie właściciela i był wielokrotnie przebudowywany. Obecnie jest siedzibą wielu instytucji kulturalnych i społecznych miasta.
Jednak największym dla mnie przeżyciem było zwiedzanie Muzeum Obozów Jenieckich. Przewodnik, bardzo miły i młody człowiek, z wielką pasją przedstawił nam eksponaty muzealne i dzieje obozu. Historia jenieckich obozów w Żaganiu sięga czasów napoleońskich. To tutaj, idąc na Moskwę, zatrzymał się Napoleon, aby zaopatrzyć chorych i rannych oraz całą armię w żywność. W czasie II wojny światowej Niemcy utworzyli tu specjalny oflag dla wszystkich strąconych nad Niemcami i terenami okupowanymi pilotów alianckich, wśród których byli także Polacy. Honorowym obowiązkiem oficera była ucieczka z niewoli i pomimo ostrych rygorów obozowych próbowano je organizować. Do jednej z nich doszło po ponad rocznych przygotowaniach. Wykopanym pod jednym z baraków tunelem miało wydostać się z niewoli około 150 osób. Niestety, ucieczka się nie udała. Z osiemdziesięciu pilotów, którzy wydostali się z tunelu, tylko 3. zdołało opuścić terytorium Niemiec. Resztę załapano i część rozstrzelano. W niedalekiej odległości od wyjścia z tunelu znajduje się ich wspólna mogiła. Wydarzenie to zostało uwiecznione w angielskim filmie z 1963 roku pt. „Wielka ucieczka”. Wiosną tego roku oglądałam ten film w telewizji. Nie wiedziałam wówczas, że będę oglądać autentyczne miejsca i akcesoria z tej ucieczki.
Bardzo dziękuję Ziucie, w swoim i przyjaciół imieniu, za to spotkanie. Zwłaszcza, że poza bardzo ciekawymi zabytkami, było bardzo dobre zakwaterowanie w hotelu „Sportowym” oraz jeszcze lepsze jedzenie. Po przyjeździe do domu jeszcze wielokrotnie zaglądałam do folderów i przewodników celem utrwalenia wrażeń.
W Żaganiu odbyło się 26-te spotkanie naszego rocznika. Od początku prowadzę prywatną dokumentację zjazdów i materiałów na opowieści zgromadziłam wiele.
W tym miejscu muszę podziękować naszemu staroście Ryśkowi Łopuszańskiemu za przygotowanie wielu zjazdów wraz z drugim Ryśkiem Helemejko. Był on też organizatorem wielu poczynań integrujących nasz rocznik, takich jak: strona internetowa Rocznika 58, tableau z naszymi zdjęciami, pamiątkowa książeczka na 50-lecie immatrykulacji i innych. Choroba na jakiś czas go unieruchomiła, ale teraz, po operacji biodra i rehabilitacji, pewnie powróci do nas i nadal będzie naszym Ryśkiem – starostą. Dziękuję także Hani, która od wielu lat organizuje u siebie na Bielanach spotkania i zebrania rocznika. Był nawet rocznikowy Sylwester. Prawie tradycją stały się już letnie spotkania u Krysi „Pod orzechem” z grilem lub przy ognisku ze śpiewami i pieczeniem kiełbasek na patyku. Dziękuję Ci Krysiu.
Myślę, że jakoś dociągniemy do 2018 roku, by uroczyście obchodzić 60-lecie uzyskania dyplomu magistra wychowania fizycznego przez absolwentów pierwszego czteroletniego rocznika WSWF.
Pozdrawiam członków Zarządu Stowarzyszenia oraz przyjaciół z bliskich mi roczników.
Szklarska Poręba - czerwiec 2016
Miejsce wylotu „wielkiego tunelu” - Żagań 2017
Krystyna Kustosik-Welon