W dniach 19-21 września 2008 roku w Mrzeżynie, kurorcie nadmorskim położonym nieopodal Koszalina, odbył się kolejny zjazd naszej wiernej paczki. Właściwie należałoby stwierdzić, że trwał on 5 dni, gdyż spora gromadka (9) naszych dinozaurów ściągnęła już w czwartek, a inni (4 osoby) wyjeżdżali w poniedziałek, wykorzystując niezwykle przyjazną pogodę, mimo nieciekawych prognoz meteorologicznych.
Zjazd, dzięki niezwykłej gościnności szefa „Jubilatki”, (jedyny wieżowiec w Mrzeżynie) miał niezwykle przyjazny i radosny charakter. Wypoczęliśmy, daliśmy zdrowo, jak zwykle to bywa, „popalić” naszym otworom gębowym, zaspokajając głód i wieści o sobie.
Fachowo rozpalone ognisko i wzbogacone o kieliszek oryginalnej śliwowicy łąckiej obok wiadra grzańca z owocami, grillowanie, to inicjatywa szefa obiektu, pana mgr Krzysztofa Grzybowskiego, historyka zbierającego materiały do pracy dyplomowej o Lwowie. Rozkochanego w tym mieście dzięki matce, mojej rodaczce Lwowiance, nauczycielce matematyki. Pan Krzysztof zaskoczył nas wiedzą o Lwowie i mimo młodego wieku zrozumieniem „duszy” tego niepowtarzalnej gościnności i urody miasta. Zaimponował nam, kilku Lwowiakom, wiedzą historyczną o tym ukochanym mieście, opisując miejsca, których piękno zatarło się w naszej pamięci.
Przyjęcie nas po kosztach własnych (50 zł za dobę), to nie tylko ukłon w kierunku zażyłości naszych rodzin, ale wyzwalanie tej niekłamanej życzliwości i potrzeby radosnego przeżywania każdego dnia. Smaczne i elegancko podane posiłki były „nie do przejedzenia”, jak zgodnie orzekliśmy, z powodu ich obfitości. Gubione podczas spacerów kalorie docieplały Bałtyk.
W spotkaniu wzięło udział 19 osób, w tym 16 z naszej wuefiackiej rodziny. Głównym walorem zdrowotnym była możliwość spacerów po plaży nadbałtyckiej, doładowanie jodem naszych powłok cielesnych. Ucztą zaś „dla ducha” była uroczysta gala w sobotni wieczór. Najwytrwalsi chwalili ten radosny czas do wczesnych, niedzielnych godzin porannych, przy pięknie zastawionym stole i własnej muzyce, popisach wokalno-kabaretowych, tańcach z wymyślnymi hołubcami. Niestrudzony Jurek Lang, uroczy blagier rozśmieszał nas do łez.
Słowem, tylko my - rodzina wuefiacka, bez względu na wiek i stan ogólny (w tym także nieważkości ciał, sfatygowanych „tradycją”), potrafimy wykrzesać tyle energii, że starcza jej na rok. Ale tylko na rok, bo zawsze tęsknimy za sobą i niech tak zostanie.
Żałujemy, że kilkoro naszych wypróbowanych uczestników dotychczasowych spotkań, mimo zapowiedzi, nie dotarło do nas. Leczenie w ośrodkach rehabilitacyjnych, zły czasowo stan zdrowia i inne, rodzinne kłopoty już na stałe, niestety, będą powodowały absencję.
W tym miejscu składamy naszemu Władziowi Siubie serdeczne kondolencje w związku ze śmiercią jego żony. Zobaczymy się za rok, mamy nadzieję w dwukrotnie liczniejszym gronie.
Spotkanie uwieńczone zostało roboczą dyskusją związaną z faktem organizacji przyszłorocznej gali upamiętniającej pięćdziesięciolecie ukończenia studiów. Postanowiono, że odbędzie się ono we Wrocławiu, w ścisłym kontakcie z władzami naszej ukochanej Alma Mater, a także z naszym Stowarzyszeniem Absolwentów, w drugiej połowie czerwca 2009 roku. Przez aklamację wybraliśmy kolegę Kazika Tarkowskiego na szefa przygotowań do tej uroczystości, prosząc jednocześnie Koleżanki i Kolegów mieszkających we Wrocławiu o pomocne włączenie się do prac związanych z realizacją naszej jubileuszowej uroczystości.
Staszek Paszkowski
P.S. Kolega Staszek pięknie opisał przebieg naszego zjazdu, ale słowem nie wspomniał ile się przy tym natrudził. Drogi Staszku, bardzo Ci dziękujemy zarówno za przygotowanie zjazdu, za troskę o jego udany przebieg, jak i za radosną aktywność z gitarą w ręku.
Kazimierz Tarkowski