Na kolejnych spotkaniach jest nas coraz mniej! Ubywa nas. Jedni odeszli od nas na zawsze, inni nie mogą przyjechać z przyczyn zdrowotnych lub rodzinnych. Jednak dzięki łączeniu się sąsiadujących roczników ogólna liczba uczestników zjazdów pozostaje na niezmienionym poziomie.
W tym roku do naszych (56 i 58) dołączył rocznik 1959. W Pobierowie zebrało się nas 40 osób wraz z rodzinami, plus dwa sympatyczne pieski Bogdana Ostapowicza. Niektórzy mieli trudności z dojazdem do Pobierowa – wiadomo, przed sezonem brak dogodnych połączeń, ale wuefiacy są w stanie pokonać wszystkie trudności. Potrafią przejechać Polskę z południa na północ, by spotkać się z przyjaciółmi i powspominać dawne czasy, a przy okazji zobaczyć, jak zmieniły się miasta i miasteczka od czasów młodości.
W dniu przyjazdu w poniedziałek, było ciepło i słonecznie. Wieczorkiem, po kolacji, Dyrekcja pensjonatu przygotowała ognisko. Było piwko, bardzo dobre kiełbaski z grilla, orkiestra grała stare i nowe przeboje, można było potańczyć. Mnie osobiście brakowało naszych wuefiackich śpiewów przy płonącym ognisku.
W następnym dniu pogoda spłatała nam psikusa. Było zimno i wietrznie – na morzu SZTORM. Miejscowi mówili, że wiało z siłą około 9 stopni w skali Beauforta; na szczęście nie padało. Dzięki komfortowym warunkom można było „Go” przeżyć. Miłośnicy brydża mogli spokojnie oddać się swojej pasji. Stasio Paszkowski, przy przywiezionej gitarze i całej „mechanicznej orkiestrze”, skupił wokół siebie miłośników śpiewu. Jeszcze inni oddawali się wspomnieniom, wspomnieniom... .
Nadszedł kolejny dzień, dalej wieje... , a my mamy w planie wycieczkę do Kołobrzegu i do Ogrodów Tematycznych Hortulus w Dobrzycy. Na szczęście w autokarze ciepło. Niestety, gorzej było w Kołobrzegu, zwłaszcza przy pomniku „Zaślubin Polski z Morzem”. Zwiewający piasek z plaży mieliśmy nie tylko w butach, ale dosłownie wszędzie. Potem zwiedzaliśmy Nową Starówkę i Bazylikę konkatedralną Wniebowzięcia NMP, gotycką świątynię wybudowaną w XIV w. Katedra zniszczona w czasie działań wojennych wiosną 1945 roku, została pięknie odbudowana z wierną rekonstrukcją budynku kościoła i jego wyposażenia.
Kołobrzeg pod koniec II wojny światowej był twierdzą wojsk niemieckich. Ciężkie walki nad Parsętą (opiewane w piosence) spowodowały zniszczenie miasta w 90 procentach. Obecnie jest to piękne miasto, całkowicie odbudowane.
W drodze do Dobrzycy zastanawialiśmy się co to znaczy „ogrody tematyczne”. Wiadomo, że są ogrody chińskie, angielskie, czy francuskie. Ale jak wygląda ogród niebieski, biały, zapachowy, czy ognia (czerwono-pomarańczowy)? Ogrody w Dobrzycy zaskoczyły nas swoją urodą. Nie da się wszystkiego opisać, trzeba to zobaczyć.
Z ogrodów wróciliśmy do Pobierowa. Trochę zmarznięci, ale zadowoleni z tego, co zobaczyliśmy i dowiedzieli od naszego sympatycznego pana przewodnika. Krótki relaks przed uroczystą kolacją z tańcami był bardzo potrzebny. Dobra orkiestra, dużo miejsca na parkiecie pozwoliły wszystkim wytańczyć się do woli. Już nie do rana, jak to kiedyś bywało, ale jak na nasze serduszka i nogi wystarczająco!
We czwartek przestało wiać, pokazało się nawet słoneczko, można było wybrać się na spacer po plaży i nawdychać się jodu ile dusza zapragnie, a właściwie, ile nam się spodoba. Jeszcze obiad, kolacja, msza w kościółku za nieobecnych i obecnych.
I jeszcze specjalne podziękowania dla Halinki Wolanin, dzięki której udało się zrealizować to spotkanie w Pobierowie. W dowód uznania i sympatii, koleżanki i koledzy przyznali Jej tytuł „Honorowego Absolwenta Rocznika 58 AWF Wrocław”.
Pragnę wspomnieć, że główny organizator tego zjazdu śp. Tadzik Wolanin nieoczekiwanie odszedł od nas w styczniu br. Był to dla nas wszystkich wielki żal i szok. Tadzik był jednym z najaktywniejszych uczestników dotychczasowych naszych spotkań. W ubiegłym roku, w Szklarskiej Porębie, sam zaproponował, że zorganizuje zjazd nad morzem w rejonie zachodniego wybrzeża i wybrał Pobierowo.
W piątek po śniadaniu przyszedł czas pożegnania, i do zobaczenia za rok! Tylko na razie nie wiemy, gdzie?
Krystyna Welon - rocznik 1958