To, co nam zaproponowałeś na nasze 40-lecie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Nic dziwnego, że OPO w Spalę kwitnie, prosperuje i znane jest nie tylko w Europie. Przekonany jestem, że wszyscy uczestnicy spotkania podzielają mój zachwyt. Jeszcze raz serdecznie i bardzo Ci dziękujemy.
Po raz pierwszy po 40 latach zjawił się Marek Jagiełło, który z uśmiechem, jak dawniej powiedział: „nic nie wiedziałem o dotychczasowych spotkaniach”. A odszukałeś go Ty, Zbyszku.
Było nam trochę smutno, że nie przybyły osoby, na które tak bardzo czekaliśmy. Tym razem zawiódł zupełnie Wrocław. Zjawili się tylko Krysia Miszkiewicz (Markocka), Julek Kwater i ja. Mimo różnych przeciwności rodzinnych i służbowych potrafiło przyjechać wiele osób z kraju i zagranicy. Po dłuższej przerwie pokazał się Jurek Szulejko z Wolborza i Janek Bekas z Legnicy. Było nam bardzo miło, że przybyła Bogusia Tokarowska (Skawiska) - rok 1959, która powiedziała: „tak was pokochałam, tak się z wami dobrze czuję, że chcę się spotykać też z waszym rokiem”. Znalazł czas Kazik Banaszkiewicz mimo przygotowań zawodników do różnych zawodów i własnych przygotowań do wyjazdu za ocean do Nowego Jorku.
Marian Gózek z Grudziądza przyjechał z żoną, przemiłą Krystyną, która po raz pierwszy była na naszym spotkaniu w Srebrnej Górze. Pokazał się Marian Głowacki, który ukończył studia w 1961 r., ale 3 lata z nami dzielnie walczył, tak jak i Mirek Brzozowski z Rzeszowa - słynny PICER. Nadal jest w wysokiej formie i trzeba się mieć na baczności by nie dać się zapicować.
Na koniec zostawiłem Heńka Widermańskiego. To istny rodzynek. Przygrywał nam na akordeonie i śpiewał piosenki, które niby wszyscy znamy, ale on zna wszystkie zwrotki. Heniek, jak wiesz, mieszka w pięknym, ciepłym kraju, gdzie nie ma zim, zadymek śnieżnych i mrozów. Jest natomiast często tak ciepło, że trudno wytrzymać, Heniek jest ulubieńcem Polonii na Florydzie. Wszyscy go znają, dopytują się o niego. Dobrych znajomych ma w całych Stanach Zjednoczonych. Wszyscy go lubią i kochają, on kocha swoją drugą ojczyznę. Drogi Zbyszku! Piszę, piszę a przecież cały czas byłeś z nami i wiesz jak nam było dobrze.
Chyba najwspanialszą opinię o naszym spotkaniu wyraził jeden z kolegów, który powiedział: „Zjazd był fantastyczny, bo nic nie pamiętam!”. Tym optymistycznym akcentem kończę, serdecznie dziękuję za list, który tak pięknie zatytułowałeś: „Stary Przyjacielu!”. List otrzymałem w lipcu i teraz w październiku odpowiadam Ci tym lisem otwartym.
Ściskam Cię i serdecznie pozdrawiam
Przemek Kosterkiewicz
PS. Dla niewtajemniczonych informacja: Zbyszek Tomkowski, kolega z naszego roku (1960) jest od ponad 30 lat dyrektorem Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Spale.
Tak, byłam gościem (nieoficjalnym) Rocznika 1960 na zjeździe absolwentów w ich jubileuszowym roku ukończenia studiów. A było to gdzie?... Była to Spała!! Ośrodek Olimpijski wzorowo kierowany przez absolwenta tego Rocznika - Zbyszka. Ośrodek ten może służyć za przykład polskiej gościnności i polskiego obżarstwa.
Były to piękne dni (nie w sensie meteorologii) - ale - co nam! I nie będę opisywała: co, jak i siak - bo zrobią to inni. Ja jako niezrzeszona: otóż słuchajcie wszyscy, Szanowne Koleżanki i Koledzy: oni są wspaniali, oni żyją godnie, oni piją przednio a bawią się „po naszemu” - czyli po wuefiacku. Tak trzymać! I mnie się udało być z nimi. I czułam się z nimi swojsko. A teraz siedzę na śląskim bruku - dumam i wspominam..., „że i ja tam byłam, miód i wino piłam”.
Dziękuję Wam za uroczo spędzone chwile. Duża buźka.
Z poważaniem Bogna, absolwentka 1959 r.