SPOTKANIA ROCZNIKA 1956 - 1960


ZJAZD KOLEŻEŃSKI ROCZNIKÓW 1959 – 60

W dniach 19 - 22 września 2013 r. w gościnnych progach Ośrodka Przygotowań Olimpijskich w Spale spotkali się absolwenci AWF Wrocław z lat 1959 i 1960 roku, wraz z towarzyszącymi im członkami rodzin ( małżonki, dzieci i jeden wnuk). Razem 37 osób. Rocznik starszy reprezentowany był przez 12 absolwentów + 3 małżonki, młodszy – 15 + 7. Organizatorem był nasz wspólny (obu roczników) kolega dr Władek Kopyś, który „od góry” podparł się bezcenną pomocą mgr Zbyszka Tomkowskiego ( rocznik 1960), rzeczywistego i niekwestionowanego twórcy potęgi i światowego znaczenia OPO w Spale, a od „dołu” wspomagaliśmy Władka obaj z Przemkiem Kosterkiewiczem (kontakty, informacje).

Zjazd przebiegał jak zawsze i wszystkie - wspaniale, a nawet jeszcze piękniej, bo w Spale! Zakwaterowanie w hotelu Champion, dwuosobowe przestronne pokoje z łazienką. Wyżywienie - nie do przejedzenia. Tzw. stół szwedzki, z pełną gamą serów, wędlin, sałatek, surówek, zup, gorących dań z kilkoma rodzajami mięs, gorące i zimne napoje. Serce rośnie gdy patrzysz, jak spokojnie, z życzliwym uśmiechem setki młodych sportowców, trenujących w swoich wybranych dyscyplinach pałaszuje smakowite „dary boże”. Nieważne, czy na wózku inwalidzkim, czy wysoki, czy niski, starszy (kadra i my), czy młodzik. Wszyscy stanowią jedną wielką i piękną rodzinę sportową. My, na naszym emeryckim podwórku, bez kontaktu z nią, ze szczególnym wzruszeniem przeżywaliśmy powrót na jej łono. Krajowe mass-media, szczególnie telewizja, serwują nam relacje z życia ćpunów, złodziei, gwałcicieli, alkoholików, czy morderców. To się sprzedaje, daje kasę. Pobyt w Spale przywrócił nam wiarę w dobro, ten naszej młodości piękny świat nie zaginął, jest przytłaczająca większość zdrowej na „ciele i duszy” młodzieży. Szkoda, że to się nie sprzedaje, ale … nadzieja umiera ostatnia. Może kiedyś…

Nasze spotkanie rozpoczęło się w piątek o godz.16 – tej, w kawiarni hotelu Olimpijczyk. Napoje gorące, ciasta i tradycyjna już lampka szampana, fundowanego przez Władka. Zjawił się owacyjnie witany Zbyszek Tomkowski, uroczy gawędziarz i znawca historii Ośrodka. Atmosfera od pierwszych chwil, aż do odjazdu radosna, ogniste całusy i uściski, nie kończące się pogaduszki i wiwaty. Po ochłonięciu i uspokojeniu tętna, rozeszliśmy się do swoich pokoi, aby zrobić się na bóstwo, bowiem o godzinie 18 – tej rozpoczęła się w restauracji obok uroczysta kolacja. Stoły autentycznie uginały się pod ciężarem pysznych przystawek, wędlin, sałatek i owoców. Smakowite gorące danie i barszczyk z krokietami dopełniły reszty, a właściwie reszty dopełniał nasz niezawodny akordeonista Henio Widermański, serwując melodie z naszych młodych lat. Śpiewaliśmy całym „sercem i duszą”. Dziękujemy Ci, nasz wierny przyjacielu i przyrzekamy, że przyszłoroczny „ripley” będzie równie udany.

W trakcie kolacji uczczono „trzech tenorów” liczących sobie w sumie 240 lat, równo po 80. Jeden z nich, Boguś Ostapowicz, to świeżo upieczony mistrz świata w tenisie wiekowych lekarzy. Wielkie brawa i solidna lufa do wypicia zakończyły tę miłą chwilę.

W sobotę po śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie obiektów sportowych. Tu znowu błysnął znajomością materii i dowcipem Zbyszek Tomkowski, urzędujący przez 40 lat na stanowisku Dyrektora Ośrodka. W towarzystwie przemiłej, obznajomionej z topografią obiektów młodszej koleżanki, oprowadzał nas po przemyślnie urządzonym parku, w alejkach którego umieszczono tabliczki z nazwiskami naszych olimpijczyków i zasłużonych trenerów. Przez stadion i boiska treningowe przeszliśmy do imponujących specjalistycznym wyposażeniem gabinetów wszelakiej odnowy biologicznej i hal treningowych. Zbyszek opowiadał, jaką sztuką było pozyskiwanie funduszy na rozwój obiektu i szkolenie przyszłych mistrzów sportu. Najtrudniejsze boje, oczywiście, toczono z Ministerstwem Sportu, gdzie nie zawsze urzędował ktoś przychylny idei sportu i jego znawca. Przed wizytą ostatniej pani minister, życzliwi Zbyszkowi współpracownicy wsparli jego argumenty w dyskusji packą na muchy. Jest to plotka zasłyszana nie wiadomo gdzie, ale sens jest tu nader jasny.

Mniejsza grupa uczestników zjazdu, poznawszy wcześniej obiekty sportowe Ośrodka, wybrała spacer do Spały pod wodzą Władka.

Po smacznym obiedzie i odpoczynku, o godzinie 17.30 udaliśmy się na pobliską polanę z pięknie urządzonym, zadaszonym miejscem do grillowania. Płonące ognisko, bigos, pyszna grochówka, kiełbaski i kaszanka, grzane piwo i inne napoje gorące i zimne w połączeniu z prywatnymi zapasami, stworzyły niezapomniany nastrój ciepła rodzinnego. Byliśmy jedną duszą i jednym ciałem. To trzeba przeżyć, na nic pisane słowa…Gromkie „Sto lat” odśpiewaliśmy Władziowi Siubie, który ukończył 84 lata i był najstarszym uczestnikiem zjazdu. Władek przyjechał z Wołowa do Spały, pokonując własnym samochodem odległość ponad 300 km w jedną stronę. To jest prawdziwie „wuefiacki” hart.

Niedziela, po śniadaniu dalsza integracja, rozmowy, powtarzane przez wszystkich zdania, że musimy jednoczyć siły, spotykać się z sąsiadującymi rocznikami. Czas nieubłaganie wykrusza nas, maleje ilość chętnych i zdolnych fizycznie przybywać na spotkania. Nasza Uczelnia nauczyła nas tęsknić do siebie i cieszyć się wspólnie darem przyjaźni. Pożegnalny obiad, uściski i życzenia dalszych spotkań. Do zobaczenia !

Stanisław Paszkowski

Facebook