W 2001 roku, na 40 - leciu naszego Rocznika (już wiecie z poprzednich korespondencji: skromnego i wspaniałego) podczas pożegnania starych narciarskich kątów - nikt z obecnych nie przypuszczał, że tak szybko się znów zobaczymy.
Lidka i Jurek ustalili datę i miejsce zjazdu, rozesłali zawiadomienia i mimo, że korespondencja dotarła do zainteresowanych pod koniec kwietnia - miesiąc później przyjechało 17 osób (w tym pierwszy raz Jasiu T. z Ostrołęki). Kilka Koleżanek i Kolegów z przyczyn od Nich niezależnych, nie mogło być z nami, a ponieważ odpisali na zaproszenie - czuliśmy Ich obecność.
Zawsze z każdego Zjazdu piszemy kartki do takich osób z podpisami wszystkich obecnych. Jednak serce boli, że są absolwenci, którzy od lat ani razu nie odpisali organizatorom kolejnych zjazdów.
Ale wróćmy do Sulistrowiczek. To było nasze najdłuższe, a zarazem bardzo udane spotkanie.
Najważniejszym wydarzeniem Zjazdu była msza w ślicznym drewnianym kościółku w Sulistrowiczkach za Kolegów, którzy odeszli, aby gdzieś Tam krzewić dalej idee wychowania fizycznego...
Okolice przełęczy Tąpadła są prześliczne. Byliśmy na Raduni ( 573 m n.p.m.), poznaliśmy rezerwat przyrody i źródło zdrowej wody.
Wejście na szczyt Raduni większość z nas potraktowała jako rozgrzewkę przed wieczornymi tańcami.
Bal rozpoczęliśmy pięknym polonezem. Dziwne, ale piękne: tym razem wszyscy bardzo chętnie tańczyli i nie trzeba było Kolegów przymuszać „białym tangiem”. Było bardzo sympatycznie, radośnie. Młodość tryskała z każdego tańczącego. Nic więc dziwnego, że właścicielka ośrodka nie mogła uwierzyć, że mamy tyle lat co mamy.
Następnego dnia, dla rozluźnienia mięśni i zlikwidowania u niektórych nadmiaru kwasu mlekowego - wybraliśmy się na „Dach Świata” Ślężę (718 m n.p.m.). Oprócz pięknej panoramy ze szczytu - przeczytaliśmy na tablicy pamiątkowej schroniska piękne prorocze słowa :
„Na słowiańskiej góry szczycie, pod jasną nadziei gwiazdą, zapisuję wróżby słowa: wróci, wróci w stare gniazdo stare prawo, stara mowa i natchnione życie Słowian. ( Roman Zmorski 1822 - 1867)
Tą tablicę wmurowano w 125 rocznicę wypowiedzenia tych słów z inicjatywy Wrocławskiego Oddziału PTTK w roku 1970.
Kolejny wieczór spędziliśmy u Jurka i Zosi, w Ich letniej „Rezydencji” wśród pięknych kwiatów i drzew. Nawiasem mówiąc, Jurek pierwszy raz zapoznał nas ze swoją maleńką żoną, która na naszym balu cudownie wywijała „prawy do lewego”.
Nasze Zjazdy nie mogą się obyć bez brydża.
Gienia z Grażyną kontra Adam z Frankiem. Tym razem była to prawdziwa „Ryska pod Ślężą 2002” naszych Kolegów.
Śniadanie w dniu wyjazdu urozmaicone było zniknięciem Adama, Artura i Franka. Czekamy!
Nagle Lidka z Gienią doznały olśnienia, że zamknęły na klucz drzwi wyjściowe. Gdy Gienia rzuciła się do wyjścia z jadalni z kluczem, w drzwiach ukazali się nasi koledzy (troszkę chudsi i wygnieceni). Wyszli z zamkniętego domku przez bardzo małe okienko w łazience! Co sprawność do sprawność.
Wspomnienia ! Wspomnienia nigdy za dużo - ciągle nowe prawdy o życiu studenckim i osobistym, ciągle brakuje czasu na jeszcze kolejne.
Łza w oku się kręci, lecz niedługo znów się spotkamy. W innym, także pięknym zakątku Polski.
Do zobaczenia!
Anna Rybicka