„Lepiej mieć Parkinsona i rozchlapać
z kielicha trochę szampana,
niż Alzheimera i zapomnieć wypić
ten kielich na powitanie...”
Zjechaliśmy samochodami do Srebrnej Góry. Powitanie było jak zwykle: serdeczne, gorące, na stojąco! To powitanie zgotowała nam 4-osobowa ekipa z Austrii, na czele z naszą miss rocznika - Heńką. Austriacy - Polacy byli pierwsi w Srebrnej Górze, bo mieli zgodę organizatorów na dojazd indywidualny. Pozostali absolwenci czekali we Wrocławiu w umówionym miejscu (parking przy dworcu PKS). Jeden spóźnił się, bo szyny kolejowe rozgrzały się; inny stał w „korku”; jeszcze inni dotarli z opóźnieniem, bo trzeba było maturzystom rozdać świadectwa.
Taki panował gwar przy powitaniu, że Ela (znając doskonale Międzyszkolny Ośrodek Sportowy w Srebrnej Górze z racji zawodowej), która na prośbę Lidki kwaterowała - musiała użyć głosu nauczycielskiego (z boisk i sal), aby wreszcie ogłosić: kto z kim i gdzie.
Kolacja i wieczór organizacyjno - wspominkowy - zawsze zbyt krótki. Tematów do dyskusji i wspomnień jest więcej - niż czas na to przeznaczony.
Organizatorzy odczytali nam kartki od nieobecnych, którzy z różnych losowych przyczyn nie mogli przyjechać na zjazd oraz długi list od Jacka D., który m.in. napisał: „... czuję tak mocną więź z wszystkimi z naszego Rocznika, że chyba nie ma dnia, żebym o kimś nie pomyślał i czegoś nie powspominał w myślach... Nie pamiętam żadnych złych rzeczy, a tylko te dobre, miłe i przyjemne...”
Napisaliśmy więc do Nich kartki, żeby choć podpisy obecnych na Zjeździe były namiastką więzi rocznikowej! Jedna z tych kartek była wysłana z okazji ślubu naszego kolegi, o własność którego walczyliśmy na naszym 40-leciu w Zieleńcu. Wtedy było: „Edek nasz” - (nasze rocznikowe głosy), nie „Edek nasz” - (głosy pracownic z Zieleńca). A teraz po prostu: „Edek jest Jej”.
W ten pierwszy wieczór była również chwila zadumy i milczenia, by uczcić tych 7 wspaniałych z naszego skromnego Rocznika 1961, których już nigdy nie zobaczymy na naszych zjazdach, a którzy jeszcze zdążyli być z nami podczas pierwszych spotkań po latach.
Wszystkich nas nurtuje pytanie dlaczego są Koledzy, do których wysyłamy korespondencję, a Oni milczą?
Postanowiliśmy więc po zjeździe napisać do Nich ostatni raz!
Wysłano więc 18 listów o jednakowej treści z prośbą o terminową deklarację: albo chcą utrzymywać kontakt z nami albo będą tylko NA OFICJALNYM SPISIE ROCZNIKA 1961.19-ty list o innej treści wysłano do Peli T., bo nareszcie po 42 latach, dzięki życzliwemu łańcuchowi uprzejmości telefonicznej - udało się zlokalizować Jej pobyt.
Tak więc, z chwilą ukazania się Biuletynu nr 27, organizatorzy kolejnego spotkania będą już wiedzieli ile wysłać zawiadomień na kolejny zjazd.
Wróćmy jednak do Srebrnej Góry. To właśnie tu, w tym uroczym zakątku odnowiliśmy przyjaźnie zadzierzgnięte podczas I-go spotkania w 1987 roku i postanowiliśmy spotykać się częściej.
Srebrna Góra położona jest na wschodnim stoku gór Sowich, w wąskiej, głębokiej Srebrnej Dolinie zbiegającej do przełęczy Srebrnej (586 m), która oddziela pasmo gór Sowich od pasma gór Bardzkich. Nazwa tej miejscowości pochodzi od nazwy góry, na zboczach której odkryto złoża rudy srebra jeszcze w czasach panowania Piastów.
Wszystkie wiadomości o Srebrnej Górze zawdzięczamy Eli K., która dwukrotnie (1987 i 2003) wkładała nam do głów obszerną wiedzę (z litości i z braku czasu nie zrobiła nam testu sprawdzającego nabytych wiadomości!).
07.06.2003 r. - sobota.
Piękna, słoneczna pogoda kazała nam otworzyć oczy i pooddychać świeżym powietrzem na wspólnym tarasie przed śniadaniem. To pierwszy dzień głosowania w referendum unijnym.
Z potrzeby chwili, by Ci, co mieli ze sobą odpowiednie zaświadczenia uprawniające do głosowania - wszyscy poszliśmy przed planowaną wycieczką do lokalu wyborczego w Srebrnej Górze. Większość z nas miała w planie głosować w miejscu zamieszkania po powrocie ze zjazdu w niedzielę, ale przecież trzeba było uczcić ten historyczny moment śpiewem, zdjęciami i filmem.
W lokalu wyborczym było bardzo radośnie. Najbardziej cieszyli się Gosia i Jurek z Austrii, którym Komisja Wyborcza zezwoliła głosować, bo mieli ze sobą polskie paszporty! Gosia została Gwiazdą naszego filmu.
Po spełnieniu obowiązku obywatelskiego ruszyliśmy do słynnej twierdzy. Po drodze zdjęcia, rozmowy Polaków, piwo, różne dygresje.
Powrót do hotelu MOS w dobrej kondycji.
Obiad - przygotowanie do balu i... „Poloneza czas zacząć..!” W pierwszej parze zamiast Podkomorzego - Jurek (główny organizator zjazdu) z Hanką. Wszyscy równie pięknie tańczyli, jak piękny jest polonez Kilara z filmu „Pan Tadeusz” (muzykę z tego filmu zawdzięczamy Lidce). Balowaliśmy do 3.00 rano.
Niedziela - 08.06.2003r.
Tradycyjnie brydż. Gienia z Grażyną tym razem grały z Piotrem i Marianem. I znowu tradycji stało się zadość. Wygrały!
W międzyczasie Henia umyła wszystkie samochody tłumacząc, że nie pamiętała, który jest Jej.
Bardzo odczuliśmy brak Adama S. i Artura S., którzy byli wspólnie z Elą i Hanką organizatorami naszego pierwszego spotkania po 26 latach od ukończenia studiów.
Trzeba jeszcze wspomnieć o Lidce. Od roku pełni Ona funkcję „głównego specjalisty” d/s korespondencji między nami. W tym roku wspaniale przygotowała zdjęcia z wszystkich, kolejnych naszych zjazdów i zrobiła wystawę w Sali balowej.
W dniu pożegnania wzruszenie było większe niż zwykle, więc zapomnieliśmy Jej podziękować. W imieniu wszystkich robię to teraz:
Lidko! Bardzo Ci dziękujemy !
Przed rozjechaniem się do domów podjęliśmy ważną decyzję. Zawsze będziemy się spotykać w pierwszy piątek, sobotę i niedzielę po 1-szym czerwca, a więc w 2004 roku Zjazd odbędzie się 4-5-6, a gdzie, to dowiemy się od Marysi, Heńka , Piotra i Mariana w odpowiednim czasie.
Do zobaczenia
Anna Rybicka
P.S. W „Przeglądzie Sportowym” ukazało się ogłoszenie pewnego dyrektora jednostki oświatowej: „zamienię 3 magistrów wychowania fizycznego na jednego fanatyka wf i sportu”.
Nikogo z naszego wspaniałego i skromnego Rocznika 1961 żaden dyrektor nie chciałby wymieniać.