I znowu czerwiec,
I wiatr, i Ty
I znowu szczęście, i bzy, i łzy.
I znowu jakby sen
Śniony za młodu...”
Jarosław Iwaszkiewicz
Minął rok od naszego spotkania. 3 czerwca 2005 znów ściskamy się na powitanie przed dworcem PKS we Wrocławiu. Tym razem przyszli przywitać się z nami Jurek Skangiel i Michał Ogonowski, ale nie mogli z nami pojechać na zjazd.
Kawalkadą samochodów dotarliśmy do Karpacza, gdzie w pensjonacie „Wodomierzanka” czekał na nas Romek Molenda - główny organizator IX zjazdu. Wrzawa, zakwaterowanie 32 osób i uroczysta kolacja z tańcami. Nawiasem mówiąc więcej było konsumowania niż tańców, gdyż zestaw utworów muzycznych nie znalazł u nas uznania. Rodzaj muzyki kształtuje chęć do tańczenia, niezależnie od wieku tańczących. Tym razem nam się nie poszczęściło. A szkoda! Tym bardziej, że w pamięci mieliśmy jeszcze wspaniały, ubiegłoroczny bal, na którym dzięki Marysi i Heńkowi Dorosławskim była piękna muzyka.
Indianie wierzyli, że poprzez taniec można wyrzucić z siebie wszelkie choroby i smutki. Kiedyś jeden z szamanów powiedział: „... kiedy człowiek przestaje tańczyć, śpiewać i słuchać opowieści, to znak, że traci kontakt ze swą duszą...”
Mało tańcząc - prowadziliśmy więc niekończące się dyskusje wspominając różne wspólne przeżycia.
Na drugi dzień, w sobotę po śniadaniu pojechaliśmy specjalną, karpacką ciuchcią do świątyni Wang (na naszych zjazdach zawsze w sobotę pada deszcz). Wszyscy wiedzą, jak piękne to i urocze miejsce. Na cmentarzu, przy świątyni - grób wybitnego artysty i twórcy Wrocławskiej Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. Właśnie Jemu zawdzięczamy powstanie Muzeum Lalek w Karpaczu, a Romkowi, że nas tam zaprowadził. Prezentowany w salach zbiór zabawek, to owoc wieloletnich poszukiwań i pasji kolekcjonerskiej Henryka Tomaszewskiego. Najstarsze lalki pochodzą z XVIII wieku.
Mimo deszczu - humory nam dopisywały.
Obiad i znów wycieczka. Tym razem do Kruczych Skał (centrum szkolenia), a przewodnikiem był Romek, który jako „człowiek gór” uchronił nas przed ogromną ulewą odpowiednio wcześniej zatrzymując nas na szlaku. Przerwa w deszczu, idziemy dalej, na ulicę Staszica gdzie w domu Romka czekała na nas niespodzianka. Znów wspomnienia, rozmowy i u niektórych lekkie podniecenie przed meczem Polska - Azerbejdżan. Po pewnym czasie ktoś rzucił hasło do odwrotu. W tym momencie nie było przy nas Romka, który na pewno popatrzyłby w niebo. No i złapała nas kolejna ulewa. Po dotarciu do „Wodomierzanki” nie było na nas suchej nitki. Do kolacji rozmowy i wspomnienia w małych grupach. Między innymi Lidka opowiedziała przygodę jaka Ją spotkała podczas podróży na Gimnastriadę. Podczas postoju pociągu wysiadła z koleżanką (w niekompletnym stroju), aby napić się wody, a w międzyczasie pociąg odjechał. Kto jest ciekawy, jak skończyła się ta eskapada - niech przy okazji Lidkę zapyta.
Deszcz zdecydowanie popsuł nam również wieczór - i uniemożliwił zaplanowane ognisko. Ale „nie ma tego złego...” Wieczór zdominowały dyskusje i rozważania na temat 60-lecia Uczelni i naszych dalszych spotkań rocznikowych.
Niedziela - oczywiście słońce! Wspólne zdjęcia, pożegnania i jak w cytacie Iwaszkiewicza były i bzy (cała Wilcza Poręba obsypana kwiatem) i łzy...
Do następnego razu
Anna Rybicka