„W starszym wieku jeszcze można być młodym,
ale maksymalnie dwie godziny dziennie…”
Wspomnienia można wskrzesić słuchając muzyki, oglądając zdjęcia, ale najlepiej jednak wywołać je słowami podczas koleżeńskich zjazdów.
W dniach 1-3.06.2009 absolwenci Rocznika 1961 spotkali się na XIV Zjeździe w Kobylej Górze k/ Ostrzeszowa. Kobyla Góra jest to wieś o charakterze miejskim położona najwyżej w Wielkopolsce (283 m. npm.) Znajdują się tu m. in. Ośrodek Wypoczynkowy Rowy, kemping, zbiornik retencyjny na rzece Meresznica o pow. 18 ha, zajazd i kilka prywatnych pensjonatów. W jednym z nich, o nazwie „Maciejanka” odbyło się nasze spotkanie. Warunki w „Maciejance” luksusowe, wspaniała kuchnia, elegancka zastawa stołowa. Wystrój wnętrz, bardzo zadbane urokliwe otoczenie wskazuje na duży smak estetyczno – artystyczny właścicieli.
Poniedziałek, 01.06.2009
1 czerwca (poniedziałek) po południu z różnych stron zjechały samochody pełne radosnych Koleżanek i Kolegów gotowych do natychmiastowego odmładzania się. Wśród zgiełku powitań i uścisków – radość z przyjazdu kolegi, którego nie widzieliśmy 48 lat! To Walter Kazik, wyszukany z dużym trudem przez Jacka, przyjechał z Niemiec odnowić przyjaźń.
Trochę wspólnych zdjęć i zakwaterowanie. Wieczorem grill w pięknej leśnej scenerii i niekończące się rozmowy i dyskusje. Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować psa gospodarzy Fleksa, który cierpliwie asystował przy grillu, licząc na miękkie serca uczestników. Po spotkaniu przy grillu rozpoczęły się tzw. „rozmowy w grupach”. W jednym z apartamentów spotkało się spore towarzystwo, które debatując m. in. na temat muzyki na naszych balach i wspominając z rozrzewnieniem bal organizowany przez Marylkę i Heńka D., powołało Radę Nadzorczą Rocznika ds. Kontroli Programowej naszych zjazdów. Szefem Rady został Władek, a z-cą Ela. Głównym tematem obrad „Rady” było sprowadzenie z Wieruszowa małej orkiestry. Obecni bez zbędnych słów „zrzucili” się na ten cel, resztę załatwili Marylka i Heniek.
Wtorek, 02.06.2009
Rano, po śniadaniu, wycieczka krajoznawcza. W programie zwiedzanie Kobylej Góry i zalewu. Okazało się, że nasza Grażyna ma problem z woreczkiem. Bardzo zbolałą zostawiliśmy Ją w łóżku. Spacer był udany, trochę intensywny, ale była to dobra rozgrzewka przed czekającym nas balem. Po obiedzie czas wolny na bridża (to już tradycja naszych zjazdów) i przygotowania do balu. W międzyczasie doglądanie i obserwacja Grażyny, która o suchej bułce i gorzkiej herbacie dochodziła do siebie. Z pewnością nie uniknie tym razem operacji, przed którą ucieka już parę lat.
Wreszcie „Poloneza czas zacząć”. Zebraliśmy się w pięknej sali. Najpierw uczciliśmy pamięć tych, którzy odeszli, z podkreśleniem tęsknoty za Arturem, który był jednym z organizatorów pierwszego po studiach zjazdu w 1987r. Artur jest nadal z nami, bo jego Bogusia, adoptowana przez nas, stale uczestniczy w naszych spotkaniach.
Poloneza tańczyli wszyscy. Bardzo dzielnie spisywała się Marylka, która mając poważną kontuzję ścięgna Achillesa – próbowała także uczestniczyć w tańcach. To dzięki niej i Heńkowi mieliśmy „żywą” muzykę.
W trakcie balu, Adam i Jurek zrobili nam przemiłą niespodziankę. Sukcesywnie puszczali na ekranie TV zdjęcia z okresu naszych studiów. Był śmiech i niekiedy trudności w rozpoznawaniu postaci.
Przyjemnie było patrzeć jak Marylka i Witek K. pięknie i z dużym uczuciem bawili się – jakby byli na swoim weselu. Kulminacyjnym punktem balu był walc prowadzony przez Heńka D. Okazało się, że to talent wodzireja. Nasza Tatiana, gdyby żyła, biłaby brawo! Szkoda, że tyle lat się ukrywał. Od następnego zjazdu będzie bezlitośnie wykorzystywany. Bal skończył się po 24-tej, bo tak sobie życzyli właściciele pensjonatu.
Środa, 03.06.2009
Trzeci dzień i jak zawsze najsmutniejszy. Trzeba się rozstać i znów liczyć dni do następnego spotkania. W tym roku ten ostatni dzień cechował się zupełnie niepotrzebnym pośpiechem, przez co gorycz rozstania spotęgowała się.
Żeby nie odkładać radości ze spotkania na później (i żałować) znów zobaczymy się za rok!
Anna Rybicka
P.S. Rozmowy kuluarowe dały mnóstwo pomysłów na następne spotkania m. in. żeby na każdym zjeździe był czas na opowieści ciekawych wydarzeń z życia na emeryturze. Dziś o Heni (naszej rocznikowej seksbombie), która mieszka w Austrii. Nadal jest bardzo aktywna zawodowo i lubiana przez pacjentów i nie tylko. Pomaga ludziom. Burmistrz jej miasta (Wels) udostępnił bezpłatnie pomieszczenie, gdzie Henia prowadzi zajęcia usprawniające chorych, starszych ludzi, których nie stać na rehabilitację. Brawo Heniu!
A.R.
Rocznik 1961 na tle lasu