Bardzo ciekawie inne roczniki opisują swoje wspólne wyjazdy. Ja już dwóch naszych nie uwieczniłam. Złamałam rękę, cała się poobtłukiwałam, więc trochę wypadłam z jakiejkolwiek działalności.
W 2016 r. spotkaliśmy się w 19-to osobowej grupce w Obornikach Śląskich w Ośrodku Sportu i Rekreacji.
Po 52 latach w nieprawdopodobnych okolicznościach Bohdan odnalazł Poldka Dębniaka, więc wszyscy chcieli poznać Jego losy.
W sobotę cud słonko świeciło i grzało nas przez cały spływ kajakowy Baryczą. Dowieziono nam na start leciutkie kajaki, a Rysiek Paluszek z najwyższej półki bez trudu je zniósł (taki wysoki!). Inni poznosili z niższych legowisk i już parami zgrabnie na wodę je spuściliśmy. Nikt nie zapomniał machać wiosłami i chociaż niektóre żony kolegów płynęły pierwszy raz, to nikt nie wpadł do wody, ani nie płynął tyłem. Nieśpiesznie cichutko podpływaliśmy do siedzących na brzegach ptaków i zbieraliśmy piórka na pamiątkę. Spłynęły z nas wszelkie troski, kłopoty, lata… Niesamowicie pięknie, cicho, spokojnie, jakby nikt tu nie prowadził żadnej wycinki, czy jakiejś gospodarki. Wszędzie dziko i jakoś pierwotnie. Czekając na auta opalaliśmy się pogryzając dwa jabłka, które Bohdan sprawiedliwie podzielił i zagryzaliśmy je krówkami od Stasi. (Jak nam potem smakował obiad!).
Antek Borkowski był wspaniałym organizatorem – dbał o nasz komfort, wszystko dopiął na ostatni guzik, więc we wspaniałej atmosferze spędziliśmy te wspólne chwile.
Za rok chcieliśmy zobaczyć jak bardzo zmienił się Wrocław od siermiężnych lat 60-tych, lat naszej beztroskiej młodości. Znaliśmy pusty Plac Grunwaldzki (gruzów już nie było po zbombardowanym podczas wojny lotnisku). Więc i w 2017 roku sypialnią oraz jadalnią były Oborniki Śląskie.
Za zwiedzanie Wrocławia wystarczyły widoki zza okien samochodów, a jechaliśmy za Antkiem, organizatorem również tego spotkania.
Odwiedziliśmy ZOO, gdzie byliśmy świadkami przepięknego tańca różnorodnych stworzeń morskich z wybrzeży Afryki, aby i nas zauroczyły swoim pięknem. Wielkoludy poruszały się powoli i dostojnie, a małe rybki śmigały świecąc łuskami. Na szczęście nikt nikogo nie pożerał (pewnie są to tylko roślinożercy). Można się zapatrzyć do zatracenia poczucia czasu.
A to jeszcze nie koniec atrakcji, bo chociaż Panorama Racławicka od 1985 roku jest do oglądania w Polsce, mało kto z nas widział to niesamowite dzieło. Każdemu może zaimponować (jeśli nie zachwycić) ogrom pracy włożony w stworzenie tej trójwymiarowej panoramy. Malowało ją 9 malarzy (m.in. Wojciech Kossak i Jan Styka, jako inicjator), przez 9 miesięcy i w 1894 r. w stulecie bitwy zostało pokazane zwiedzającym w rotundzie w Parku Stryjskim we Lwowie (wysokość 15m długość 120m.). Już od 1946 r. była we Wrocławiu, ale aż 39 lat musieliśmy czekać, aby mogła przypominać zwycięską bitwę kościuszkowskich kosynierów nad armią rosyjską. Tak długo trwały przygotowania do otwarcia, gdyż klimat polityczny nie sprzyjał i nie pomagał w przyspieszeniu prac. Ale jak już zaczęło się zwiedzanie, to do 2009 r. panoramę zobaczyło około 7,5 miliona osób. Wiadomości o panoramie zaczerpnęłam z tekstu Magdaleny Irek- Koszernej umieszczonego w miniaturce panoramy. Opisywać nie będę. Trzeba samemu koniecznie zobaczyć, a potknięcia warsztatowe wybaczyć. Powstało kilka panoram, ale albo poginęły podczas wojny, albo pocięte na mniejsze kawałki rozproszyły się po całym świecie (to z Internetu).
Pełni wrażeń wróciliśmy do Obornik i długo w noc gwarzyliśmy o tym i owym (byle nie o polityce – tu nie potrafimy pięknie się różnić).
Za rok spotykamy się na Mazurach! Organizator to Bohdan Pluciński z Katowic.
Okolicznościowy tort
Ze śpiewnikami w rękach
Barbara Nawrot