Dokładnie tak jak zaplanowaliśmy, dokładnie o tej porze, jak 50 lat temu, spotkaliśmy się w Karpaczu i klimacie „Uroczej”, bo tylko klimat i współrzędne geograficzne pozostały niezmienne. Reszta wraz z klimatem towarzyskim gdzieś przepadła. Nie ma już „Góralki”, nie ma „Słonecznej”, stoku „na Janeczce”, małej skoczni, na której... TAK!, TAK!, pod okiem Jana Bańskiego oddawaliśmy prawdziwe skoki narciarskie. Nie ma szkoły wypełnionej dziećmi i okalających ją drzew w zimowej bieli, a na całej tej pięknej kotlinie panoszy się koszmarne architektoniczne monstrum - „Hotel Gołębiewski”.
Ale my udawaliśmy, że tego nie widzimy i, mieszkając kilkaset metrów od „Uroczej” w „Stokrotce” - dawnym „Kolejarzu”, poczuliśmy się jak za dawnych lat w Bierutowicach tętniących życiem wczasowiczów z FWP. Zdaniem starych mieszkańców Karpacza, Bierutowice, bo oni nadal używają tej nazwy, pomału umierają, jakby za karę swej niechlubnej nazwy mimo, że obecnie jest to już tylko Górny Karpacz.
Program naszego obozu, z racji okrojonego czasu i braku mile wspominanych przez nas instruktorów, tej rangi jak Panowie: Bronisław Haczkiewicz, Jerzy Biliński czy Państwo Świerczyńscy, obejmował głównie zajęcia kulturalno-oświatowe, chociaż były akcenty sportowe w formie narciarstwa zjazdowego. Tu aktywnością i konsekwencją w podtrzymaniu sprawności narciarskiej wyróżnił się Heniek Dylewski. Część z nas wyciągi narciarskie wykorzystała jedynie w celach turystycz-nych łudząc się, że zejście z Małej Kopy będzie znacznie łatwiejsze niż wejście, co okazało się, przy sporym jeszcze ośnieżeniu, ośmie-szeniem, w często przyjmowanej pozycji parterowej. Większość jednak preferowała zajęcia rekreacyjne, pozostając na stałym poziomie, tj. około 850 m n.p.m., chłodząc spragnione gardła dobrym kuflowym piwem i podtrzymując dobre humory wodą rozmowną.
Jednak kulminacyjnym punktem obozowego programu była powtórka balu maskowego sprzed 50 lat. Wprawdzie, kiedy dużo wcześniej rzuciliśmy ten pomysł, wielu marudziło, że w stosunku do pierwowzoru jesteśmy wystarczająco atrakcyjnymi „przebierańcami”, ale nie przeszkodziło to jednak w zaprezentowaniu na naszym wieczorowym spotkaniu ciekawych kreacji. Pojawiły się więc czarodziejki i inne bajkowe postaci oraz górnicy, kowboje, marynarz, samuraj itp. Ku satysfakcji i aprobacie wszystkich uczestników zabawy, królową balu została Małgosia Gralińska, jako tajemnicza arabska księżniczka, a niekwestionowanym królem Kaziu Naskręcki, który jako Zorro mógłby z powodzeniem konkurować w castingu do tej roli z Banderasem. Śmiechu, dobrych trunków i jedzenia, zabawy i tańców przy muzycznych hitach z tamtych lat nie brakowało do 2.00 nad ranem. Podczas śniadania, znów odżyły dawne wspomnienia opowiadane z humorem, a Tadziu Zalewski popisał się owocem swojej poetyckiej weny, która nawiedziła go nocą.
Patrząc na rozanieloną twarz i lekkość ruchów Antka Okniańskiego, wpatrzonego w swoją młodą narzeczoną Elę, widać, że w „doliczonym czasie gry” można jeszcze strzelić gola.
Rozstawaliśmy się w świąteczną niedzielę 8 marca – Dniu Święta Kobiet po krótkim apelu pożegnalnym, na którym oboźny Mirosław F., uroczyście odczytał wiersz zmarłego poety Krzysztofa M. „Bez tytułu”, dedykując go naszym Koleżankom. Na pożegnanie wręczono Paniom kwiaty z nostalgiczną łezką w oku, i chociaż programowo jest to ostatni nasz obóz, wszyscy w chwili rozstania obiecywaliśmy kolejne spotkania. Bo przecież w programie 50-lecia studiów poza immatrykulacją, mamy już za sobą obóz letni w Nowej Wsi Zbąskiej i obóz wędrowny w Międzygórzu. To właśnie te spotkania i wspomnienia z razem spędzonych chwil dają nadzieję na kolejne. Koledzy coś przebąkują o obozie wojskowym, co w obliczu sytuacji na Ukrainie może okazać się patriotycznym obowiązkiem.
SAYONARA
Uczestnicy obozu zimowego przed „Uroczą”
Bal maskowy
Mirek Fiłon