Kiedy 4 marca podczas zimowego spotkania w Karpaczu otwieraliśmy szampany z okazji 80-lecia Kazia Naskręckiego, Kaziu zapraszał nas na zakończenie swojej pracy trenerskiej w Kruszwicy, gdzie w ostatnich latach pracuje w Klubie Wioślarskim Gopło.
Mówi się, że każdy ma w życiu swoje pięć czy piętnaście minut. Z całą pewnością nie dotyczy to Kazia, który miał przecież swoje 5 minut jako olimpijczyk - Tokio 1964, miał swoje 15 minut jako trener reprezentacji olimpijskich Polski oraz Korei. Tymczasem Kaziu, po naszym przyjeździe, przedstawia nam swoją zawodniczkę, z którą wybiera się na kolejne igrzyska po swoje kolejne „pięć minut” - niesamowite! Marzenia ?– tym nas zaraża.
I tym optymistycznym akcentem w dniu 21 sierpnia rozpoczęliśmy nasze spotkanie. Tu trzeba dodać, że planowaliśmy je na dzień później, ale większość z nas przyjechała wcześniej, by trochę dłużej pobyć ze sobą i pozachwycać się urokami jeziora Gopło i okolic. Pogoda dopisała wyśmienicie, więc korzystaliśmy zarówno ze słońca, przyjemnych kąpieli w ciepłych wodach jeziora oraz wieczorów podczas grillowania na przystani Ośrodka Klubu Wioślarskiego Gopło.
Historia klubu wioślarskiego i przystani w Kruszwicy sięga roku 1911 i właśnie w tych obiektach sportowych, zbudowanych w pierwszych dekadach ubiegłego wieku, później odnowionych i odrestaurowanych, spędziliśmy 3 dni tegorocznego pięknego lata. 100 lat to wprawdzie krótka chwila w porównaniu z historią samej Kruszwicy, która uchodzi za legendarną stolicę Polski (Król Popiel), ale dzięki temu i my poczuliśmy się nieco młodziej.
A więc pierwszego wieczoru rozgościliśmy się na przystani przy tradycyjnym grillu, w rytmie melodii z dawnych lat. Właściwie w ośrodku przebywaliśmy wyłącznie sami, więc czuliśmy się jak u siebie w domu, a raczej w przydomowym ogrodzie bez sąsiadów.
Dzień drugi rozpoczęliśmy od wspólnego śniadania nad wodą i spacerów po Kruszwicy, Mysiej Wieży oraz Zamku i jego okolicach. Niewątpliwie jednak, największe wrażenie na odwiedzających Kruszwicę robi Kolegiata Kruszwicka – jeden z najcenniejszych zabytków romańskich w Polsce. Po południu pojawili się pozostali koledzy. Najpierw na horyzoncie, dość niespodziewanie, zamajaczył Bolek Ferenc z Gdańska, a podczas obiadu dosiadł się do nas i to było miłe zaskoczenie - Romek Wajler, który dość rzadko przyjeżdża na spotkania. Ponieważ jednak w 1965 r. właśnie w Kruszwicy zdobył On złoty medal Mistrzostw Polski, zasiadając w łodzi z Kaziem Naskręckim - jako sternik, sentyment do tego miejsca przezwyciężył wszelkie przeszkody i przybył – oczywiście z harmonią. Trzeba dodać, że Romek pracuje jako organista w kościele gdzie trudno o wolne dni, a jego parafialny księgowy powtarza; „nie ma czasu panie Romeczku - ludzie umierają aż miło”. Po obiedzie dojechał Tadziu Dudziuk z Kartuz.
Późnym popołudniem zaokrętowaliśmy się na statek „Rusałka” by, mając do dyspozycji cały pokład, podziwiać jezioro Gopło i otaczającą przyrodę przy dźwiękach harmonii Romka i żeńskiego chórku. Trochę zabrakło czasu na deklamacje poezji Tadzia Zalewskiego – szkoda.
Dzień trzeci to głównie plaża, kąpiele, pizza, lody, no i oczywiście żarty i wspomnienia. Patrząc na trening wioślarski prowadzony przez Kazia, doznaliśmy swoistego „deja vu”, bo właśnie równo 55 lat temu (rok 1963) uczyliśmy się wiosłowania zasiadając w półwyczynowych ósemkach w Nowej Wsi Zbąskiej. Po kolacji, przenieśliśmy się do pokojów, prowadząc kameralne rozmowy. My jako grupa męska mieliśmy szczęście słuchać opowieści przy akompaniamencie muzycznym Romka. Podczas rozmów na wesoło pojawił się też temat o zmierzchu życia i pogrzebach, skądinąd bardzo intrygujący. Mirek spytał Romka czy nie mógłby przygotować na jego pochówek świeckich pieśni, ponieważ taki chce mieć pogrzeb. Na to Romek wykrzyknął: Mirek, ja ci zorganizuję najpiękniejszy pogrzeb świecki jaki można sobie wyobrazić i zaintonował kilka pieśni. Zrobiło się tak wzniośle i uroczyście, że któryś z kolegów, chyba usypiający Antek Okniański, ochrypłym głosem wyszeptał: ja się już k...a nie mogę na to doczekać.
Wracając w ostatnim dniu zjazdu do domu pociągiem, pociągając to i owo Tadek Zalewski podsumował; że najbardziej utkwiła mu w pamięci sentencja Mirka, który w przedzjazdowych rozmowach, na pytania koleżanek i kolegów; ilu nas tam przyjedzie? odpowiada: przecież jak tak dalej pójdzie, na któreś tam kolejne spotkanie naszego Rocznika przyjadą 2 (słownie dwie) osoby. I to już był trochę mniej optymistyczny akcent finału.
Sprawozdawca M.F.
ANTEK
Od kiedy nauczył się stać i chodzić przyjmował pozycje pionową
By ją wzmocnić uprawiał narciarstwo trenując również innych
Kiedy się tym zmęczył przyjął pozycję leżącą – na sankach,
By wykorzystując prawo grawitacji i śliskość zmrożonej wody
Zjeżdżać coraz szybciej w dół.
Ale to jego zawodnicy zjeżdżali, a im szybciej to robili
On piął się do góry po szczeblach trenerskiej kariery
Aż na szczyty Olimpu
To co w życiu najważniejsze - rodzina i dzieci
I mały biznes na miarę karpackiego Manhattanu
I wielu przyjaciół płci różnej spośród wychowanków DD
Kolegów z WSWF -u
I własnych wychowanków – zawodników i trenerów
Tego „saneczkarskiego” rozpędu wystarcza mu do dziś
Pomimo przerwanych ostatecznie przez zły los małżeńskich więzi
Dzieli swoją energię miedzy opiekę nad dziećmi i wnuczką a przyjaciół
Pozostając mistrzem przekonywania, jest z nas najweselszym kumplem
Mirek Fiłon 2017
JURECZEK
Od maleńkości stawał na głowie
I nigdy się nie dowiemy czy chodzić
Zaczął wpierw na nogach czy też na rękach.
Gimnastyka pozwoliła mu przeskoczyć
Szkoły górnicze rozkrocznym
Jak przez gimnastyczną skrzynię
O koniu nie wspominając.
Lecz za mocno się odbił lądując
Naaaaaaa....Słonecznej Uczelni
Tak się tego słońca nachapał
Że aż mu zbrzydło, więc schował się pod ziemię
Jak kret jakiś, zamienił biały kożuszek na czarne futerko.
I słusznie - bo tam, jak w krainie czarów, było więcej konfitur.
Po skopcowaniu połowy Górnego Śląska
Znów powrócił na słoneczną stronę
By jako nad-nad-nadsztygar z nabytą POCHP,
Lampką górniczą oświetlać nam mroki starości.
Mirek Fiłon 2017
KSIĘŻNA OLEŚNICKA
Na Ziemi Oleśnickiej w wieku XX
W którymś wcieleniu, pojawiła się
Księżna – Zofia, ale nikt o tym nie wiedział.
Bowiem miast dzierżyć berło,
Ciskała nim niczym kulą - aby dalej.
Kiedy sędziowie policzyli ile to metrów,
Otrzymała od Królowej Sportu I klasę
Okazuje się, że dożywotnio.
Mirek Fiłon 2017
JESZCZE O SPOTKANIU ROCZNIKA 1966 KRUSZWICA – GOPŁO 2018
Tam gdzie plemię Polan
Zręby macierzy wyznaczając ślad,
Gród Kruszwicy zbudowano,
Lednickie pola palisadą znacząc.
Święty Chram bóstwa Niji
Wody jeziora Gopło otacza,
Gdzie kapłanki wiecznego ognia,
Swe dziewictwo bogom poświęcają.
We mgle mitu rozpłynął się św. Chram,
Odeszły Westalki wiecznego ognia,
Owiane legendą Starej Baśni.
Jezioro Gopło nadal toczy swoje wody.
Wsparty na brzegu jeziora
Absolwent Słonecznej Uczelni,
Zadumany – wpatrzony w wody toń,
Gdzie jak w kadrach starego filmu,
Zobaczył swoją wodniacką przygodę.
Spływy kajakowe – po wodnych szlakach,
Trudy sportowego wiosłowania,
Niezamierzonych kąpieli stres,
Instruktorów frustracje na studencką nieporadność.
Wieczorne ogniska , ognie wesołe,
Niebo tysiącami rozgwieżdżonych gwiazd,
Rozświetlonych księżyca poświatą,
Do których płynęły młodzieńcze marzenia.
Z głębokiej zadumy wspomnień
Wyrwał Go płynący gdzieś z oddali
Cichy łabędzi śpiew…
„Gdzie są niegdysiejsze czasy…?”
EPILOG
Gdzie goplański wodny szlak,
Tam Kazimierz sportowy wiedzie bój,
Adeptów wioślarstwa ród
Od Trenera mistrzowski przyjmuje trud.
Tadeusz Zalewski