SPOTKANIA ROCZNIKA 1962 - 1966


SPRAWOZDANIE ZE SPOTKANIA ROCZNIKA 1966 – ZŁOTA JESIEŃ W SUDETACH WAŁBRZYSKICH 6 – 9 PAŹDZIERNIK 2022

Nasze letnie spotkanie, które zwyczajowo powinno odbyć się w sierpniu, z wielu powodów zostało skreślone z terminarza. Ale już we wrześniu poczuliśmy niedosyt towarzyskich interakcji i postanowiliśmy spotkać się w trakcie pięknej złotej jesieni w górach. Tym razem na miejsce spotkania wybraliśmy okolice Wałbrzycha, a właściwie Sokołowsko (do 1945 r. niem. Gurbersdorf) – sanatoryjną miejscowość o unikalnym klimacie, która w połowie XIX w. stała się kurortem leczniczym chorób płuc dzięki wybudowaniu przez dr H. Brehmera okazałego sanatorium, które po 1945 r. przyjęło nazwę „Grunwald”. W latach 90-tych popadło w ruinę i obecnie, częściowo użytkowane dla celów artystycznych, stanowi obiekt zabytkowy.

Ale niestety w terminie, który sobie zaplanowaliśmy nie udało się, dla kilkunastu osób, zarezerwować odpowiedniego miejsca na spotkanie. Z trafnym pomysłem skorzystania z gościnności Agroturystyki „Wiecha” - tuż przy granicy z Czechami (albo, jak kto woli z Czechią) we wsi Golińsk wyszedł Andrzej Graliński, który przypomniał sobie o tym, że jest ona prowadzona przez rodzinę Antka Muchy. No i jak to się mówi „strzał w dziesiątkę”, bo miejsce fantastyczne, domowa kuchnia i atmosfera, wygodnie i niedrogo. Umieszczony w dużym holu (jadalni) telewizor pozwolił nam na wspólne dopingowanie naszych „Złotek” - w trakcie zmagań w meczach Mistrzostw Świata w Siatkówce.

Dotrzeć do miejsca na krańcach Polski nie było łatwo, ale dzięki nawigacji GPS i życzliwości tutejszych mieszkańców udało się całej 12-tce zameldować w Agroturystyce „Wiecha” przed obiadokolacją.

Sokołowsko - leczeni klimatem i węgierskim winem

Po wspólnym posiłku i tradycyjnym – przygotowanym przez Jurka Krakowczyka drinku o wdzięcznej nazwie „wściekły pies” udaliśmy się na zwiedzanie Golińska, który jest uroczą wioską o jednej ulicy – drodze prowadzącej do granicy Polski, przebiegającej kilkaset metrów od ostatniego zabudowania, do którego dotarliśmy. Wzdłuż granicy rozciąga się pasmo skalistych form geologicznych zwanych Mieroszowskimi Ścianami. Pierwszy wieczór to oczywiście radosne powitanie przy zastawionym stole. Każdy coś ze sobą przywiózł, więc biesiada przeplatana opowieściami, żartami i wspomnieniami trwała długo. Tu trzeba zaznaczyć, że część z nas faktycznie potraktowała swój przyjazd jak do sanatorium po łyk, czy raczej wdech zdrowia, część jednak, zważywszy na październikowy termin chciała utrzymać tradycję „oktoberfestu”. Ale dość szybko pojawił się konsensus i wszyscy bawili się dobrze.

Drugiego dnia dotarło do nas, że jeszcze nigdy nie byliśmy wspólnie za granicą i postanowiliśmy kontynuować oktoberfest w knajpie „U Szwejka” w Mezimesti – miasta oddalonego od nas 4 km. A więc zaraz po śniadaniu przenieśliśmy się w to urocze miejsce, gdzie zajadaliśmy się czeskimi knedliczkami popijając kuflowym prima torem, a co niektórzy śliwowicą czy morawskim winem. Po uzupełnieniu zapasów w postaci trunków, zakąsek i musztardy w miejscowym dyskoncie powróciliśmy pod strzechę naszej „Wiechy”. Frakcja „kuracjuszy” długo nie zabawiła „U Szwejka” i wybrała się na spacer po okolicznym lesie, na którego skraju, przy pięknej pogodzie, natrafiła na przepiękną wiejską panoramę z krówkami, owieczkami, wiejskimi domkami i kościółkiem w oddali, istna Szwajcaria. Gosia zrobiła tam kilka ciekawych zdjęć plenerowych oraz granitowego obelisku jakby rozłupanego przez siły natury, albo człowieka. Ale po co taki wielki obelisk na pustej łące? Czesi to jednak dziwny naród.

Ten „czeski” dzień zakończyliśmy na wesoło racząc się tym, co zakupiliśmy w Mezimesti i snując nasze wspomnienia, w tym również cytując wiersze i wierszyki, które przywozi na spotkania Mirek.

Trzeci dzień można nazwać uzdrowiskowym albowiem od samego rana udaliśmy się do uzdrowiska Sokołowsko. Potwierdziły się docierające do nas wcześniej opinie o pięknie położonej i ciekawej architekturze kuracyjnej miejscowości. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od już wspomnianego okazałego sanatorium „Grunwald”, gdzie w jego otoczeniu – parku odpoczywaliśmy w leżakach niczym dawni kuracjusze. Wyznawcy zapisanej przez Wernera Hertzoga tezy, że „świat objawia się tym którzy chodzą” wybrali się na dłuższe wędrówki po Sokołowsku i okolicach. A było co zwiedzać i podziwiać; od pięknych krajobrazów w kolorach złotej jesieni po ciekawą architekturę willi i pensjonatów z czasów świetności uzdrowiska przełomu wieków XIX I XX. Perełką architektury w tym krajobrazie jest prawosławna cerkiew - czynna i dostępna dla turystów.

Sokołowsko - terapia grupowa

W centrum Sokołowska znajduje się kino - obecnie imienia Krzysztofa Kieślowskiego, który spędził w Sokołowsku dzieciństwo - działające w formule kino-teatro-galerio-kawiarni, gdzie posmakowaliśmy pysznej kawy i smacznych ciastek. Po południu przenieśliśmy się do naszej „Wiechy”, zaglądając po drodze do Mieroszowa – siedziby władz Gminy tych pięknych, choć trochę na uboczu, trochę jakby zapomnianych i trochę zaniedbanych okolic.

Ostatniego dnia – pożegnalne śniadanie, jak każde poprzedzone losowaniem „makaronu” - przygotowanych przez Mirka świeżo wygrzebanych „złotych myśli” - bon motów w stylu „ Uważam XX w. za pomyłkę” W.H. i przygotowania do wyjazdu. Jeszcze wspólne fotki w ogrodzie pensjonatu pod jaworem (w załączeniu), no i obietnice na kolejne spotkania zimą w Karpaczu a latem w Nowej Wsi Zbąskiej z okazji 60-lecia naszego obozu letniego.

Golińsk - w komplecie

PS Nie wszystko jednak było całkiem słoneczne i wesołe. Cieniem tym był żal i wspomnienia o niedawnych odejściach Tadka Zalewskiego i Janusz Wojtala, którzy byli stałymi uczestnikami naszych spotkań, a jakby tego było mało, to w trakcie naszego pobytu w Golińsku otrzymaliśmy wiadomość od Romka Wajlera o śmierci naszego kolegi Jurka Szweca. Cześć Ich Pamięci!

Stały sprawozdawca Mirek Fiłon

Facebook