SPOTKANIA ROCZNIKA 1962 - 1966


RAPORT POWODZIOWY Z WLENIA W DNIACH 13-15 WRZEŚNIA 2024 R.

Nasz Rocznik 1962-66 od niepamiętnych czasów konsekwentnie realizuje spotkania zarówno letnie jak i zimowe. Zimą, co roku, spotykamy się w Karpaczu w pensjonacie „Stokrotka” - zawsze „u Antka.” Letnie spotkania, w ostatnim czasie, przybrały formę „odwiedzin” u któregoś z Kolegów. Były więc odwiedziny u Kazia Naskręckiego w Kruszwicy, u Staszka Kubicy w Białobrzegach, u Mietka Doskocza na Podkarpaciu (Iwonicz), czy u Mirka Fiłona w Obornikach Śl.

W roku 2024 zaprosiła nas do siebie do Wlenia Halinka Goszko – Malinowska. Termin 13-15 września został starannie wybrany tak, byśmy mogli uczestniczyć w ciekawym pikniku z pochodniami na Zamku Lenno, zaplanowanym na ten weekend. Nikt nie przejmował się tym, że feralna 13- tka może nam w czymś przeszkodzić, albowiem w czasie naszych dotychczasowych spotkań zawsze towarzyszyła nam piękna słoneczna pogoda. I tu aura postanowiła wyrównać z nami rachunki. Już w dzień przyjazdu niebo poczęstowało Kotlinę Jeleniogórską sporą dawką deszczu tak, że jadąc samochodem przez Jelenią Górę trafialiśmy na zalane ulice. Ale im wyżej pięliśmy się wzdłuż Bobru, warunki jazdy stawały się lepsze, choć kręta droga, gęsto rosnące drzewa na jej poboczach i ciągle padający deszcz nie ułatwiały podróży. Nie bez pewnych kłopotów z topografią, odnaleźliśmy miejsce naszego kwaterunku w pensjonacie na Zamku Lenno. Tu dowiedzieliśmy się, że ze względu na pogodę i prognozy na najbliższe dni, planowane imprezy plenerowe zostały odwołane, co nie dziwiło patrząc przez okno na pędzone wiatrem deszczowe chmury. Co ciekawe, nie były to jakieś ulewne deszcze, ale taki ciągły „kapuśniaczek”, tak jak to w piosence z naszej młodości „Cicha woda” brzegi rwie. Nie przejmując się pogodą i niczego złego nie przeczuwając zasiedliśmy do stołu by po otwarciu, jak zwykle, przez Kazia szampana i powitalnym toaście Jurka o wdzięcznej nazwie „wściekły pies” przejść łagodnie do biesiadowania przy dobrych trunkach i smacznych zakąskach. Pojawiły się pierwsze zwiastuny kłopotów w postaci przerw w dostawie prądu, ale po dostarczeniu nam świec kontynuowaliśmy biesiadę. Dzień drugi spędziliśmy w towarzystwie „Gospodyni” naszego zjazdu - Halinki, która zaopatrzyła nas w pyszny obiad, po którym, dzięki jej namowom udaliśmy się pod parasolami na zwiedzanie Zamku Lenno. Halinka, występująca w roli przewodnika przedstawiła nam historię budowy i trwania Zamku na przestrzeni niemal dziewięciu wieków oraz opowiedziała o współczesnej funkcji zamkowych posiadłości, które po wojnie stały się siedzibą największego w Polsce sanatorium PKP. A mogła o tym opowiedzieć wiele, albowiem właśnie w tym sanatorium przepracowała większość swojego zawodowego życia, dochodząc od fizjoterapeutki do stanowiska dyrektora.

Wieczorem, w holu – miejscu naszego wspólnego imprezowania, uruchomiono kominek, który ocieplił chłodne już pomieszczenie jak i atmosferę towarzyską. W dobry nastrój wprowadziły nas wspomnienia z poprzednich spotkań, zebrane i zaprezentowane na dużym telewizyjnym ekranie przez Jurka w formie wizualnej prezentacji z podkładem muzycznym. Potem, królowała już muzyka, śpiew i, jakże by inaczej – tańce.

Trzeciego dnia, w niedzielny poranek zasiedliśmy do pożegnalnego śniadania aby pocieszyć się jeszcze wspólnie spędzonym czasem ale, zważywszy na alerty pogodowe, rozmowy zeszły nam na tematy związane z obawami o bezpieczny powrót do domów. Przed południem opuściliśmy deszczowy Wleń „w samą porę”, albowiem tego samego dnia, po południu Burmistrz Miasta i Gminy Wleń, po tym jak wody Jeziora Pilchowickiego przerwały wały zalewając tereny miasta Wleń i przyległych wsi i osiedli, wypowiedział znamienne słowa „niestety, przegraliśmy walkę z żywiołem”. Wracając do domów mijaliśmy po drodze miejscowości, gdzie wyczuwało się atmosferę zagrożenia. Widać już było ludzi pracujących przy zaporach z worków z piaskiem, wozy straży pożarnej i dużą aktywność policji regulującej ruch pojazdów. Przejazd, objazdami przez już częściowo zalaną Jelenią Górę wymagał dużej odporności nerwowej i cierpliwości w pokonywaniu kolejnych blokad i korków, jakie spowodowała ta katastrofalna sytuacja. Ale, niczym „łowcy burz” po akcji, wszyscy szczęśliwie wróciliśmy do domów, pozostawiając w strefie zagrożenia jedynie Halinkę - „Gospodynię” naszego spotkania.

Reporter Mirek Fiłon

Facebook