SPOTKANIA ROCZNIKA 1964 - 1968


ZIELENIEC 2022 R. - SPRAWOZDANIE ZE SPOTKANIA ROCZNIKA 1964 – 1968.

Nareszcie mogliśmy się spotkać, po trzech latach. Pandemia coronowirusa zrobiła swoje. Ludzie nie mogli się spotykać, zrobiło się nie fajnie.

Benek Karmowski podjął się organizacji zjazdu naszej grupy w Zieleńcu w hotelu „Absolwent” w dniach 24– 26 06. 2022 r.

Pakujemy się z żoną do samochodu i ruszamy do Wrocławia do Bolka Antonijczuka. Pogoda dopisuje, jest słonecznie i ok. 260. Klimatyzacja działa, radio gra. W połowie drogi zorientowałem się, że dokumenty i pieniądze zostały w domu. Trudno, będę na utrzymaniu Bola. Żona na szczęście ma kartę bankową, damy radę. Dokumenty może nie będą potrzebne. Jak człowiek zbliża się do wieku, że ma bałwanka z przodu, to ma prawo zapomnieć zabrać ze sobą szafy, w której została bluza z dokumentami i „kasą”. Dojeżdżamy do Bola do Tyńca bez kontroli po drodze. Przepakowujemy bagaże do Mercedesa, wsiadamy i jedziemy do Zieleńca. Po drodze wspominamy nasze zimowe obozy szkoleniowe. Na pierwszy obóz „drałowaliśmy” z nartami, butami narciarskimi w plecakach z Dusznik, po śniegu do Zieleńca. Nikt nie narzekał. Dojeżdżamy do Zieleńca. To już inny świat. Dużo nowych budynków i pensjonatów. Dużo wyciągów narciarskich. Wtedy, gdy byliśmy na pierwszym obozie, nie było żadnego wyciągu. Pod koniec obozu zamontowano prymitywny linowy wyciąg tzw. „wyrwirączkę”, ale tylko dla kadry. Reszta „per pedes” musiała podchodzić. Godzina podchodzenia, a kilkanaście sekund jazdy na nartach. Nadal nikt nie narzekał. A poza tym byliśmy trochę młodsi.

Dojeżdżamy do „Absolwenta”. Pierwsze spotkania z tymi, którzy wcześniej przyjechali. Uściski, całuski. „Dobrze, że Cię widzę, że jesteś”. Niektórym przybyło nie tylko lat, ale i co nieco tu i tam. Ale o tym sza! Płacimy za pobyt. (Benek nie odpuszcza). Pobieramy klucze i idziemy „na” pokoje. Niestety pieszo na 2 piętro. Winda ma być, tylko nie wiadomo kiedy. Nikt nie narzeka, choć już trochę starsi. Pokoje przyzwoite. Są łóżka, Czysta pościel, łazienka. Złote klamki nie potrzebne.

Częstują żurkiem. Powitania z następnymi przyjeżdżającymi uczestnikami. Zbieramy się w kilka osób i idziemy na mały rekonesans po Zieleńcu. Obok „Absolwenta” budują olbrzymi niepasujący do architektury Zieleńca pensjonat – apartamentowiec. Odwiedzamy i wspominamy miejsca, które pamiętamy z dawnych lat. Trudno poznać po tylu latach. Odwiedzamy „nasz” kościółek pod wezwaniem Św. Anny. To wyjątkowy obiekt zabytkowy z początku XX wieku. Pierwsza świątynia, drewniana stanęła w połowie XVIII w. Była to swego czasu najwyżej położona świątynia w całych Prusach. Historyczną i sakralną wartość posiada wyposażenie kościółka: ołtarze, ambona, barokowe figurki, chrzcielnica. Jej pokrywa pochodzi z roku 1790. Kościółek jest bardzo zadbany! Odbywają się tam liturgie. Po spacerze wracamy do hotelu. Dalsze powitania. Wspominamy dawne czasy, kosztujemy naleweczek, cieszymy się sobą.

Wieczorem biwakowa kolacja, kiełbaski, karkóweczka, kaszaneczka i inne frykasy. Nikt nie myśli o cholesterolu, cukrzycy i innych dolegliwościach. Uważamy, że lepiej odejść chorym jak zdrowym. Popić też czymś trzeba. Można wodą, ale taka niezdrowa!? Ani się nie obejrzeliśmy i już minął pierwszy dzień.

Drugi dzień zaczynamy śniadaniem. Szwedzki bufet. Zbiera się grupa chętnych i pod przewodnictwem Waldka Dyby (jakby, kto nie wiedział, grał młodego Jaśka Pawlaka w filmie „Sami swoi”. Nasz kolega!) idziemy na wycieczkę niebieskim szlakiem do rezerwatu przyrody „Torfowisko pod Zieleńcem”. Są to Sudety Środkowe na terenie gminy Szczytna. Rezerwat utworzono w 1954 r. o powierzchni ok. 232 ha Torfowisko leży na zachodnim zboczu szczytu Biesiec. Torf przekracza miejscami 8 m. Podłoże tworzą nieprzepuszczalne skały margle i piaskowce. Ze względu na urokliwość krajobrazu miejsce to ma charakter uroczyska. Bardzo ciekawa flora: różne gatunki mchów i torfowców, brzoza karłowata, sosna błotna, żurawina, borówka, owadożerna rosiczka okrągłolistna i długolistna, motyle, ważki i wiele innych ciekawych gatunków. Warto zwiedzić. Wycieczka była super. Pomimo początkowo, wydawałoby się trudnego podejścia, wszyscy spisali się na medal. Dopisała pogoda. Cała grupa zwarta dotarła na miejsce zbiórki. Dzięki Waldi za inicjatywę!!!

Inna grupa wybrała się wyciągiem do Czech do schroniska „Masarykowa Chata” na szczycie Serlich. Jest to szczyt Gór Orlickich ze schroniskiem turystycznym na wysokości 1027 m n p m. Schronisko wybudowano w latach 1924 -1925. Jest tam hotel i restauracja, oferująca dania kuchni czeskiej i specjały z dziczyzny. No i oczywiście czeskie piwo. Jeden z naszych kolegów, wielbiciel piwa, postanowił wybrać się też do schroniska, bo tam piwo tańsze niż u nas, zaoszczędzi ok. 40 gr. na butelce. Nie wziął jednak pod uwagę, że trzeba zapłacić 20 zł. za wjazd wyciągiem. Taki oszczędny biznesmen nie byłby chyba dobrym dyrektorem banku?

Czas płynie szybko. Uroczysta kolacja o 19.00. Trzeba się wystroić i przygotować. Kolacja. Uczciliśmy pamięć naszych przyjaciół, którzy odeszli – ponad 30 osób. Takie życie. Cieszmy się, że możemy być jeszcze razem. Małe tańce, bo aparatura coś szwankowała, śpiewy, dalsze wspomnienia i bycie razem.

Ostatni dzień. Śniadanie, pakowanie, ostatnie rozmowy, zdjęcia i życzenia spotkania za rok. Aby nie było pandemii, aby skończyła się wojna. Abyśmy się nadal mogli spotykać, cieszyć sobą i życiem.

Na zakończenie należy podziękować nam wszystkim, którym się chciało przyjechać i być razem. Za wspólnie spędzony czas. Benkowi za zorganizowanie pobytu. Miejmy nadzieję, że uda się spotkać za rok. Niektórzy się zobowiązali pomyśleć na ten temat. Aby się im udało. Cześć i buziaki.

Lucjan Matluch

Facebook