SPOTKANIA ROCZNIKA 1990 - 1994


WEHIKUŁ CZASU - ZJAZD ROCZNIKA 1994

„A kiedy przyjdzie kres na kres…”

Już 20 lat minęło od ukończenia naszej „Słonecznej Uczelni”, a my, tzn. rocznik 1994 cofnęliśmy się w czasie, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki i znowu byliśmy piękni, młodzi i lżejsi , zdrowsi, bez trosk i kłopotów, wolni…Tym wehikułem czasu była dla nas Olejnica, w której już po raz kolejny odbyło się rocznikowe spotkanie. 5 września 2014 roku na wezwanie Pisary (Marty Pisarczyk) i Krychy (Katarzyny Jezierskiej) stawiło się 50-cioro absolwentów - dziewcząt i chłopców 40+ z najwspanialszego, studenckiego rocznika na świecie.

Początkiem zjazdu miał być uroczysty, wieczorny bankiet. Jednak już dużo wcześniej słychać było powitalne, radosne pokrzykiwania i salwy śmiechu dobiegające z parkingu samochodowego. To tam, raz za razem podjeżdżały auta, a z nich wysypywali się kolejni jubilaci. Ludzie zjechali z różnych stron Polski a także świata, jak Lucyna Eisele-Hordziejewicz z Frankfurtu czy Kama - Kamila Kozłowska z dalekiego Londynu. Powitaniom i uściskom nie było końca. Czas na parkingu mijał tak szybko, że nagle okazało się, iż jest już 20-ta, a kuchnia czeka na nas z uroczystą kolacją, z lekka się niecierpliwiąc. Bardzo niechętnie porzuciliśmy parking i jego cudowną atmosferę, ale tylko dlatego ,że w perspektywie czekało na nas jeszcze lepsze miejsce z mega pysznym jedzeniem, piciem i muzyką.

W olejnickiej stołówce powitał nas gospodarz Ośrodka Dydaktyczno- Sportowego AWF Wrocław, pan Ryszard Ludkiewicz, który po raz kolejny nie zawiódł naszych oczekiwań bankietowych. Potrawy przygotowane przez panie kucharki były wyśmienite, a ich ilość przekraczała nasze możliwości. Imprezę otworzyły organizatorki zjazdu Krycha i Pisara, które witały każdego gościa indywidualnie, wywołując go na środek i wręczając pamiątkową plakietkę z imieniem, nazwiskiem i studenckim pseudonimem. Na odwrocie znalazł się skład biesiadujących w Olejnicy między 5 a 7.09.2014 roku. Ten uroczysty moment wręczania gościom w/w plakietek oprócz podniosłej chwili miał też dodatkowy aspekt. Aspekt poznawczy, a właściwie rozpoznawczy. Bo jeżeli do tej pory ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości „ kto jest kto”, to ten rodzaj powitania na pewno je rozwiał. Oczywiście wyczytywaniom kolejnych nazwisk oraz ksywek towarzyszyły radosne okrzyki i salwy śmiechu. Ale nikt z nas przybyłych na ten zjazd nie miał wątpliwości, że właśnie po to przyjechaliśmy na to spotkanie. A potem zaczęła się zabawa. Do tańca przygrywał nam zgrabny duecik DJ-ów pozyskanych z pobliskiego Przemętu. Na początku panowie źle ocenili preferencje muzyczne naszej grupy, oceniając je na podstawie wizualizacji pięćdziesięciorga 44-latków. Ale po krótkiej obserwacji oraz przegrupowaniu gustów i możliwości, zabawa trwała, trwała i trwała … I trwała długo dłużej niż przewidywał podpisany z panami kontrakt. Były tańce, były śpiewy, był hymn AWF i nie tylko. Były nocne rozmowy, wspomnienia, nostalgia. A wszystko to w biało - czerwonych strojach, w które to zjazdowicze byli ubrani z okazji 20-lecia, a także z okazji rozpoczynających się właśnie w naszym kraju Mistrzostw Świata w piłce siatkowej. I nie wiem, do której to wszystko trwało, ponieważ ja wyszłam o 5.00, a byli tacy, co wracali idąc od razu na śniadanie. Ha, ha, ha.

Kolejny dzień, sobota, to już zajęcia fakultatywne z kajakarstwa, które prowadził dr Piotr Zarzycki, zumba, którą prowadziła mgr Anna Nowakowska-Sokołowska (Turewicz), zajęcia usprawniająco–relaksacyjne prowadzone przez dr Małgorzatę Kałwę. A na koniec mecz w piłkę siatkową, który zarządziła Krystyna. Składy były bardzo wyrównane, gdyż po obu stronach siatki znaleźli się czołowi siatkarze dolnośląskiej piłki siatkowej poprzedniego stulecia, ówczesnego Ikara Legnica - Piwo (Dariusz Popiwczak), Siata (Jarek Bujnicki), Torello(Paweł Murdza), Blaszka (Jacek Marczak), Dzidek(Przemysław Ludtke). W tym meczu wystąpiło naprawdę wiele gwiazd, jednak nie byłabym sprawiedliwa gdybym nie wspomniała o tej najjaśniejszej. Bez tego zawodnika nasz mecz nic nie byłby wart /nie wart byłby nic. Jego błyskotliwe akcje, heroiczna obrona, a przede wszystkim strój sportowy szczególnie obuwie oraz nienaganna sylwetka przyćmiewały wszystkich innych graczy. To Henryk Jurzak. Heniu jesteś wielki. Zarówno Ty, jak i wspomniany przez Ciebie efekt:„WOW”.

Po tych sportowych zmaganiach i krótkiej przerwie na toaletę przyszedł czas na bankiet nad jeziorem przy ognisku w Wigwamie. Jeżeli ktokolwiek z nas myślał, że uroczysta kolacja z poprzedniego wieczora to szczyt naszych marzeń kulinarnych, to się mylił. To co przygotował dla nas na ten wieczór pan Ryszard i pani Krysia, która się nami opiekowała, to coś, co do dzisiaj pamiętają nasze kubki smakowe. Golonka, żeberka, szaszłyki, karczek, gołąbki i inne smakołyki, których nie potrafię wymienić. No i ilości nie do przejedzenia. Biesiadowanie w wigwamie to oczywiście gitara – tu udzielał się zaprzyjaźniony z nami kolega ze starszego rocznika Dariusz Spychała zwany Taśmą, a także tysiące opowiedzianych dowcipów, kawałów i anegdot, w których to niewątpliwie prym wiódł Grzesiu Grudziński, a także Tomek Marciniak. Był moment, że prowadzili swoisty Maraton Uśmiechu, po którym wielu z nas uruchomiło w sobie od dawna nie używane mięśnie, a po zjeździe narzekało na zakwasy. Ponieważ jakoś tak czas szybko mijał, ten wieczór i noc szybko zleciały. Pani Krysia była zmuszona wygonić nas z wigwamu, gdyż zaczynało świtać, a ona musiała niebawem wrócić do pracy w biurze ośrodka.

Pożegnalna niedziela to wspólne śniadanko, spacery po ośrodku i poważne rozmowy. To wymiana doświadczeń życiowych, opowieści o sukcesach i porażkach, o rodzinie i pracy.I nagle smutno nam się zrobiło, gdyż nadszedł czas powrotu do rzeczywistości. A było to trudne, bo oprócz tego, że grono dopisało to i pogoda nam się trafiła jak na zamówienie. Fajne jest także to, że dzięki naszym nadwornym fotografom Marcie Pisarczyk i Grzesiowi Szymalakowi zawsze możemy wrócić do tych wspólnie spędzonych chwil. Gdzie wydawać by się mogło czas stanął w miejscu w Olejnicy, gdzie przez moment znowu mieliśmy po dwadzieścia lat. I czy to sprawiła Olejnica, jej jezioro i las? Czy ludzie, którzy wtedy tam byli? Nie wiem? Wiem natomiast, że łączyła nas tam jakaś niewidzialna, niesamowita więź i ciężko było się rozstać. Wiem, że na pewno jesteśmy przyjaciółmi sprzed lat, a wielu z nas przyjaźni się do dziś i spotyka się regularnie. Ustaliliśmy już kolejne spotkanie, a ponieważ zauważyliśmy, że czas zaczyna przeciekać nam przez palce odbędzie się ono szybciej niż zwykle. Tym bardziej, że już niedługo 70–cio lecie AWF Wrocław. A więc do zobaczenia wkrótce…

W czasie spotkania bardzo zapadła nam w serca piosenka Perfektu „ A kiedy przyjdzie kres na kres” i to ona właśnie stała się symbolem naszego rocznika i swoistym hymnem zjazdu. Po powrocie do domu cudny filmik zmontowany z naszych zdjęć do podkładu tejże właśnie piosenki przesłali nam Ania i Grzesiu Grodzińscy. To wspaniała i wzruszająca pamiątka.

W imieniu organizatorek oraz gości zjazdu składam serdeczne podziękowania panu Ryszardowi Ludkiewiczowi za łaskawe spojrzenie na nasz rocznik, pani Krystynie Cieślińskiej-Szmatule dobremu duchowi biesiad oraz Piotrowi Zarzyckiemu rocznikowemu koledze, który służył dobrym słowem i pomagał w zakwaterowaniu naszej wesołej gromady. Dziękuję też wszystkim koleżankom i kolegom przybyłym do Olejnicy za stawienie się na wezwanie oraz za zaprezentowanie nienagannej postawy absolwenta AWF Wrocław. Przepraszam ,że nie wszystkich udało mi się wymienić w tekście z imienia i nazwiska. Mam nadzieję, że nadrobię to w przyszłości.

50-cioro wspaniałych z rocznika na hotelowych schodach

Ostatnie wspólne chwile po niedzielnym obiadku przed olejnicką stołówką

Ze sportowym pozdrowieniem
Katarzyna Jezierska

Facebook